Polecamy

Detektyw prawdę ci powie

Detektyw prawdę ci powie

Janusz Rzeźnik i Krzysztof Rzeźnik. Ojciec i syn. Łodzianie z licencją detektywów. Opowiadają nam o tym, jak wygląda specyfika ich pracy, jakie cechy wyróżniają detektywa i dlaczego coraz więcej czasu spędzają na śledzeniu niewiernych małżonków.

 

Pościgi, śledzenie niewiernych kochanków, rozwiązywanie tajemniczych spraw, korzystanie z najnowszej technologii szpiegowskich… Czy tak wygląda dziś działalność detektywistyczna?

Janusz Rzeźnik: Tak praca detektywa wygląda tylko w filmach detektywistycznych albo w reklamach jednego z najbardziej znanych polskich detektywów, który detektywem już nie jest, bo stracił licencję. W rzeczywistości nasze zadania, niewiele mają wspólnego z tym, co oglądamy w filmach. Oczywiście śledzimy ludzi, obserwujemy ich, ale już podsłuchy nie wchodzą w grę. W Polsce mogą je stosować tylko określone służby. My nie…

Jak to nie? Przecież sprzęt do podsłuchiwania i śledzenia może dziś kupić każdy. Wystarczy wejść do Internetu.

Janusz Rzeźnik: To prawda, ale efektem naszej pracy są dowody, które potem można wykorzystać w oficjalnych postępowaniach na przykład przed sądem. Taki dowód sąd może uwzględnić, ale za nielegalne zdobycie grozi odpowiedzialność karna. Tak naprawdę, poza możliwością gromadzenia informacji o ludziach, detektyw nie ma więcej praw niż przeciętny człowiek.

A już myślałem, że jednak trochę szalonych przygód pojawi się w naszej rozmowie.

Krzysztof Rzeźnik: Są filmy i jest rzeczywistość. Jedno niewiele ma wspólnego z drugim, ale jedno i drugie są ekscytujące, choć z różnych powodów. Pościgi takie jak w filmach, czasem się zdarzają, jednak to ekstremalne przypadki. W naszej pracy nie liczą się brawura czy działanie na granicy prawa, lecz cierpliwość, wewnętrzny spokój i wyostrzony zmysł obserwacji. Spędzamy dziesiątki godzin w samochodzie, czekając na to, co się wydarzy, czy figurant wyjdzie z biura i pojedzie na spotkanie, czy też akurat nie ma tego w planach…

I co jest w tym takiego ekscytującego?

Krzysztof Rzeźnik: To, że kiedyś wychodzi, a wtedy my mamy zrobić wszystko, co jest dozwolone, żeby go przyłapać na kłamstwie, zdradzie, albo innym łamaniu prawa.

W jaki sposób dokumentujecie swoje działania?

Krzysztof Rzeźnik: Robimy zdjęcia, prowadzimy dokładny harmonogram obserwacji i miejsc, w którym figurant przebywał, znajdujemy świadków, którzy potwierdzą, że o takiej i takiej godzinie wynajął pokój w hotelu, w którym przebywał kilka godzin. Sprawdzamy, czy w miejscach, w których się z kimś spotkał, jest monitoring.

Janusz Rzeźnik: Warto podkreślić, że efektem naszej pracy jest pisemny raport, dokument przekazywany klientowi, który zlecił nam zadanie do wykonania. Wszystko, co zostało w nim zawarte, musi być udokumentowane. W stu procentach i twardymi dowodami. Nie może być błędów i niejasności, bo kiedy sprawa trafia do sądu, a zwykle trafia, to bardzo często efekt naszej pracy stanowi podstawę do wydania wyroku. Na przykład w sprawach rozwodowych. W wielu przypadkach detektyw występuje przed sądem jako świadek. Zwykle tej strony, która wniosła sprawę do sądu, ale czasami również strona przeciwna wzywa nas na salę rozpraw, chcąc podważyć fakty zawarte w raporcie. Dlatego efekty naszej pracy muszą być transparentne i bezdyskusyjne.

Jakie sprawy najczęściej trafiają do Waszego biura?

Janusz Rzeźnik: Gros spraw, które prowadzimy, dotyczą osób, które chcą sprawdzić wierność małżonków. To jakieś siedemdziesiąt procent wszystkich, które prowadzimy. Reszta to poszukiwanie osób zaginionych i sprawy majątkowe, czyli sprawdzenie i udokumentowanie czyjegoś stanu posiadania. Wynajmują nas również firmy, na przykład, żeby śledzić nadużycia w ochronie znaków towarowych. W ostatnim czasie coraz częściej proszą nas o pomoc rodzice, którzy obawiają się, że ich dzieci wpadły w złe towarzystwo, używają narkotyków, czy próbują działać na granicy prawa.

W takim razie zacznijmy od spraw najpopularniejszych, czyli od zdrad. Kto więcej zdradza, mężczyźni czy kobiety?

Janusz Rzeźnik: Kobiety i mężczyźni zdradzają tak samo często. Jednak to kobiety znacznie częściej korzystają z pomocy detektywów.

Dlaczego?

Janusz Rzeźnik: Sam się nad tym zastanawiałem i wyszło mi, że mężczyźni rzadziej dopuszczają do siebie myśl, że mogą być zdradzani. Z kolei kobiety są bardziej podejrzliwe, mają wewnętrzną potrzebę potwierdzenia swoich podejrzeń i ich weryfikacji. Zdarza się też, że oboje małżonkowie wynajmują detektywów, by śledzić się nawzajem. I zdarza się, że oboje mają swoje za uszami.

Może chcą w ten sposób potwierdzić, że oboje są tak samo nie w porządku?

Janusz Rzeźnik: Pewnie tak, ale to rzadkie przypadki. Z doświadczenia wiem, że zwykle przy zdradzie występuje jedna prawidłowość. Otóż mężczyźni do końca nie są świadomi, że żona czy partnerka ma kogoś na boku. Dociera to do nich dopiero wtedy, kiedy kobieta prawie już spakowana i gotowa do wyprowadzki mówi im, że to już koniec. Dopiero wtedy zaczynają analizować, co było nie tak i dlaczego nic nie zauważyli, ale wtedy jest już za późno. To chyba ta nasza męska naiwność i wiara w to, że się jest niezastąpionym. Z kolei kobiety dużo wcześniej dostrzegają, że w związku coś jest nie tak. One więcej od nas widzą, są lepszymi obserwatorkami i szybciej wyciągają wnioski. Potrzebują jedynie potwierdzenia swoich podejrzeń i dlatego częściej zostają naszymi klientkami. A my im dostarczamy konkretnej wiedzy i dowodów.

Jeżeli ktoś ma podejrzenia, że partner czy partnerka prowadzą podwójne życie i chce się dowiedzieć, jaka jest prawda, to co należy zrobić, żeby skorzystać z usług prywatnego detektywa?

Janusz Rzeźnik: Umówić się na spotkanie i przyjść do naszego biura. To podstawa. Na miejscu, podczas rozmowy, często trudnej, bo trudno się rozmawia z osobą, którą targają emocje, dowiadujemy się o sprawie. Krok po kroku wyciągamy potrzebne informacje i fakty. Ta osoba opowiada nam, jakie ma podejrzenia i skąd się biorą. Pytamy, jak się osoba podejrzewana o zdradę zachowuje, gdzie pracuje, kiedy powinna wracać z pracy, a kiedy faktycznie wraca. I kiedy dojdziemy do wniosku, że rzeczywiście dzieje się komuś krzywda, a my możemy pomóc, to przechodzimy do działania.

Krzysztof Rzeźnik: Dodam, że coraz częściej trafiają do nas klientki skierowane przez adwokatów, którzy prowadzą ich sprawę. Oni doskonale wiedzą, że przy sprawie rozwodowej, kiedy emocje wygrywają ze zdrowym rozsądkiem, lepiej mieć twarde dowody niż słowo przeciwko słowu.

Pojawia się zlecenie i co dalej? Jak przebiega praca detektywa nad taką sprawą? Siedzicie w samochodzie z aparatem i robicie zdjęcia z ukrycia, zaglądacie przez okna, szukacie informatorów?

Krzysztof Rzeźnik: Podpisujemy umowę i zaczynamy działać. Robimy wszystko, co nie jest nielegalne. Zdjęcia to podstawa, obserwacja bezpośrednia również. Wiadomo, że klient zawsze oczekuje sensacyjnych filmów z pokojów hotelowych. Ale takich filmów nie ma, bo detektywi nie mają prawa zakładać podglądów czy podsłuchów. Ciężko jest też zrobić zdjęcie, które byłoby niezbitym dowodem. Jeśli detektyw sfotografuje parę trzymającą się za ręce albo jedzącą razem obiad, to nie jest dowód w sprawie. Natomiast jeśli udowodni, że pan z panią spędzili trzy noce w hotelu w jednym pokoju, to trudno przed sądem będzie się wybronić.

Śledzeni nie wiedzą, że są śledzeni?

Janusz Rzeźnik: Właśnie o to chodzi, żeby nie wiedzieli i nie dowiedzieli się, ale bywa różnie. Czasami dowiadują się o tym od żony, która powodowana emocjami nieopatrznie zdradzi im, że wynajęła detektywa. Zaczynają być ostrożni, co komplikuje i wydłuża naszą pracę.

I potulnie wracają do żony?

Janusz Rzeźnik: A skąd, wydaje im się, że jeżeli zaczną się pilnować, to na pewno nikt ich nie przyłapie na zdradzie. Próbują być od nas cwańsi, zmieniają rytm dnia, pożyczają samochody czy zaczynają korzystać z taksówek. Bywa, że się przebierają.

Trochę przypomina to zabawę w podchody.

Janusz Rzeźnik: To dobra analogia. Czasami nawet chcą nam pokazać, że nie mamy z nimi szans, ale każdy kiedyś popełnia błąd. Czasami nie zasłonią okna w hotelowym pokoju, a czasami to my jesteśmy bardziej przebiegli. Kiedyś na przykład wylądowałem w tym samym hotelu, w którym przebywał gość, którego śledziłem. Zszedł z kochanką na kolację. Sala pusta, tylko my troje. Nie wiedział, że jestem detektywem. Nie kryli się ze swoim zachowaniem. Łatwo poszło, choć wcześniej próbował różnych chwytów, żeby nie dać się złapać.

Od niedawna w niektórych zadaniach wspiera Pana syn, który poszedł w ślady ojca i też został detektywem. Uzupełniacie się czy rywalizujecie?

Krzysztof Rzeźnik: Wciąż za mało wiem o pracy detektywa, żeby rywalizować z ojcem.

Janusz Rzeźnik: W sumie to się cieszę, że jedno z moich dzieci, a mam dwóch synów i córkę, poszło w moje ślady. W przyszłości będzie komu zostawić firmę. A odpowiadając na pytanie, to zdecydowanie się uzupełniamy. Są sytuacje, kiedy syn może więcej ode mnie. Na przykład kiedy sprawa dotyczy młodej osoby, którą obserwujemy na zlecenie jej rodziców. Gdybym miał wejść za nią do dyskoteki, to byłbym na widelcu. Starszy gość w dyskotece, to albo pedofil, albo glina, w tym przypadku detektyw. Dobrze mieć wtedy kogoś, kto nie będzie rzucał się w oczy.

No właśnie o detektywach mówi się, że powinni być przezroczyści.

Krzysztof Rzeźnik: Przezroczyści nigdy nie będą, ale powinni być niewidoczni. Nie rzucać się w oczy zachowaniem, ubraniem czy wyglądem. Nie używać do obserwacji wypasionych samochodów. Unikać bezpośredniej konfrontacji z osobą obserwowaną.

Janusz Rzeźnik: Wrócę jeszcze do pytania o uzupełnianie się. Dziś nasze działania nie wiążą się tylko z obserwacją czy działaniem bezpośrednim. Ogromna wiedza jest w internecie. Trzeba wiedzieć, jak po nią sięgnąć. Wydawało mi się, że wiem na ten temat całkiem dużo, ale przy tym co wie syn, moja znajomość Internetu okazuje się bardzo ograniczona. Ale za to robię lepsze zdjęcia.

Detektyw działa sam czy są sprawy, które wymagają zaangażowania większej liczby osób?

Janusz Rzeźnik: Zwykle działamy w pojedynkę, albo we dwóch. Czasami jednak korzystamy z pomocy innych detektywów. Zwykle kiedy osoba, którą obserwujemy, wyjeżdża w sprawach biznesowych do innego miasta. Warto mieć ją wtedy pod nadzorem i wtedy proszę o pomoc któregoś z lokalnych detektywów. Czasem, przy bardziej złożonych sprawach, tu na miejscu też współpracujemy z innymi detektywami.

Jaką broń noszą przy sobie łódzcy detektywi? A może działacie bez broni?

Janusz Rzeźnik: Oczywiście mam broń od wielu lat, ale używam jej tylko na strzelnicy. Detektyw pracuje głową, musi docierać do informacji, umieć je analizować i wyciągać wnioski. Potrzebny jest do tego spryt, życiowa zaradność i wytrwałość, ale niekoniecznie pistolet.

Sherlock Holmes, Herkules Poirot, a może Philip Marlowe… Który z tych prywatnych detektywów jest Panom najbliższy?

Krzysztof Rzeźnik: Nie wypowiem się, nie znam żadnego z nich.

Janusz Rzeźnik: Ja znam, ale też się nie wypowiem. To fikcyjni bohaterowie kryminałów. Działali w innej rzeczywistości i zajmowali się przede wszystkim sprawami kryminalnymi. Bardzo często działali na granicy prawa. W Polsce sprawy kryminalne to domena policji. Od czasu do czasu możemy coś pomóc, ale nie zastępujemy policjantów.

Jak w Polsce można zostać detektywem? Trzeba mieć jakieś specjalne predyspozycje, zdolności czy wykształcenie?

Janusz Rzeźnik: O predyspozycjach już mówiliśmy. Detektywem może być tylko taka osoba, która posiada licencję i tylko ktoś taki może wykonywać czynności będące usługami detektywistycznymi. Warto mieć wyższe wykształcenie, choćby dla samego wykształcenia, ale do tego, aby uzyskać licencję detektywa, nie jest ono wymagane.

Praca detektywa to dochodowy biznes?

Janusz Rzeźnik: Usługi detektywistyczne nie należą do najtańszych, ponieważ nasza praca jest trudna do wycenienia. Sprawy bywają zawiłe i pracochłonne. Sprawy finansowe za każdym razem ustalane są indywidualnie, ale warto być mądrym przed szkodą niż po szkodzie. To w większości dobrze wydane pieniądze.


Oprócz pracy detektywistycznej prowadzicie Kobra Security – agencję ochrony osób i mienia, którą założył Pan w 1992 roku. Firma specjalizuje się w jakiejś konkretnej dziedzinie?

Janusz Rzeźnik: Prowadzimy szeroką działalność, od spraw wymagających fizycznej obecności pracownika ochrony, poprzez monitoring systemów alarmowych ze wsparciem grup interwencyjnych do konwojowania pieniędzy i osób. W ostatnim czasie zaczęliśmy się jednak specjalizować w działalności wymagającej nowoczesnych technologii. Dziś mamy doskonałe efekty w monitoringu przy użyciu video analizy wspieranej sztuczną inteligencją. Myślę, że to jest prawdziwa rewolucja i przyszłość ochrony mienia.

Rozmawiał Robert Sakowski
Zdjęcia Paweł Keler

Kobra Security Group
Łódź, ul. Gdańska 126/128

tel. 507 176 555
e-mail: januszr@kobra.pl
www.kobra-detektyw.pl