Kamil Maćkowiak

Zaczęło się, cieszmy się tym

Pamiętam jak kiedyś, na ostatnim roku studiów, graliśmy spektakl dyplomowy. Siedziałem w garderobie z kolegą, nagle zadzwonił do niego telefon, odebrał… „tak, rozumiem, jutro, casting do reklamy leku przeciwbólowego… o trzynastej, będę”. Rozłączył się, wrócił do nakładania sobie podkładu na twarz, po czym z pełną powagą, przepowiadając sobie wielką karierę, powiedział: „zaczęło się”.

Od tego dnia używam tego zwrotu zawsze, gdy dochodzi do ważnego przełomu. Czy mogę go nie użyć teraz? Pierwszy obejrzany spektakl w Teatrze Polonia, pierwsza kawa wypita w ogródku na Piotrkowskiej, pierwszy obiad we wnętrzu restauracji. Wszystko cieszy bardziej niż kiedykolwiek, doceniamy to, co było dotychczas niezauważalne i oczywiste. Jeśli jeszcze, choć na chwile, pojawi się piękna pogoda (jak śpiewała kiedyś Kora – to był faktycznie „wyjątkowo zimny maj”) jest już pełnia szczęścia. Pełne parki, ulice, galerie handlowe. Radośnie odrzucone maseczki już nie paraliżują nam twarzy, mam wrażenie, że nawet zaczęliśmy się więcej do siebie uśmiechać.

À propos śmiechu – chwilowo zdradziłem Łódź i emigrowałem do stolicy, by zrealizować w Och-Teatrze farsę w reżyserii Krystyny Jandy. Duża obsada, absurdalne sytuacje w akcji spektaklu, wyraziste i farsowo przerysowane role – tego nam było trzeba. Śmiejemy się non stop, wzajemnie oglądamy, po-lockdown’owa energia połączona z tematyką przedstawienia jest iście antydepresyjnym zastrzykiem po problemach związanych z pandemią.

Wszystko mnie cieszy – spacer po lesie, smak malinowych pomidorów, perspektywa urlopu i wyjścia na plażę (staram się ignorować fakt, ze wciąż nie schudłem na wakacje przed pandemią, a w ciągu ostatnich miesięcy makarony i pizza na wynos zrobiły ze mnie wiedeńskiego pączka).

Zagraliśmy już pierwsze spektakle w Monopolis. Entuzjazm widowni dorównywał naszej radości z powrotu do grania. Jakiekolwiek logistyczne problemy związane z utartą pracowników, czy z wielokrotnym przekładaniem biletów nie są problemami, tylko wyzwaniami.

Piszę ten felieton w teatrze na próbie (wieloobsadowa sztuka daje możliwość oddechu, w przeciwieństwie do monodramów czy dwuosobowej), zaraz skończymy, wracając do domu zrobię zakupy w warzywniaku, na obiad zrobię szparagi z czosnkiem i młode ziemniaki. Wieczorem poczytam książkę na balkonie… Normalność, zwyczajność… zaczęło się – cieszmy się tym. Tego wszystkim życzę. I zdrowia.