Kamil Maćkowiak

Odpowiedzi brak…

Drodzy, nie wiem co mam Wam napisać, czym się podzielić, żeby nie zarażać Was swoim strachem, wątpliwościami, bezsilnością. A może po prostu czujemy to teraz wszyscy, wspólnie i jednak warto się tym dzielić? Oglądanie wojny w telewizorze, prawdziwej wojny, nie filmu fabularnego czy nawet dokumentu, ale takiej dziejącej się jeden do jednego, tu i teraz, raptem kilkaset kilometrów dalej wydaje mi się niemoralne, a jednocześnie nie mogę się od tego uwolnić…

 

Wszystko, co do tej pory tworzyło granice rozsądku, poczucia bezpieczeństwa, jakichś standardów – legło w gruzach. A przecież siedzę sobie w swoim mieszkaniu na wygodnej sofie, mogę w każdej chwili przełączyć kanał i wybrać inną rzeczywistość, odciąć się, nie widzieć, nie pogrążać w coraz większej otchłani lęku…

Jak dać sobie prawo, by wyobrazić sobie, co czują ci ludzie? Czy w ogóle jesteśmy w stanie? Czy siedząc na tej sofie z pilotem i jaśminową herbatą mam prawo wczuć się w przerażenie tych, którzy kryją się w piwnicach, tracą bliskich i jednocześnie z heroiczną wiarą i niewiarygodną desperacją walczą o swój dom… Czy ja też bym potrafił? Czy w chwili próby okazałby się tchórzem, a może po prostu w naturalnym odruchu samozachowawczym ratowałbym życie? Czy byłbym w stanie poświecić je dla swojego kraju?

Takie pytania ostatni raz zadawałem sobie w liceum, pisząc rozprawki o bohaterach romantycznych, o mitycznych postaciach, z którymi nijak nie potrafiłem się zidentyfikować. Byli wielcy, ale nierealni… papierowi. Ci, w Ukrainie, są prawdziwi… patrzę na ich twarze, na ich gniew i niewiarygodną siłę… Patrzę i nie wiem, co czuję.

Ten podziw miesza się z rosnącym przerażeniem, że to już nie jest jakaś wojna, gdzieś tam daleko. To jest tak blisko, że nie można udawać, że nas to nie dotyczy. W pięknym zrywie, który oby trwał jak najdłużej, ruszyliśmy z pomocą. Otwieramy swoje domy, serca, dzielimy się tym, co mamy. Ale wciąż w głowie kolejne pytania. Jak teraz funkcjonować? Wychodzić na scenę, kurczowo trzymać się dotychczasowej codzienności, bo przecież to naturalne, że póki możemy, póki się da, chcemy żyć jak dotąd. Czy to jeszcze możliwe? Jak to się skończy? Kto powstrzyma szaleńca, który pogrąża nasz dotychczasowy świat w chaosie i cierpieniu setek tysięcy? Mnóstwo pytań. Odpowiedzi brak… Bądźcie bezpieczni. Sława Ukrajini!