Czasy pod panowaniem Covid-19 zmieniły naszą optykę. Zmieniło się dosłownie wszystko.Każdy z nas przeczytał masę artykułów, wpisów, blogów, przetrawił zawartość, którą ktoś inny wypluł z siebie. Wszyscy pisali, żeby nie zwariować, prowadząc trwający całe tygodnie wewnętrzny monolog. Wiem, bo sama wypluwałam.
Ostatnie dni przyniosły ciszę. Widzę nas jako rozbitków na tratwie, która jakimś cudem ocalała po sztormie. Leżymy w niej i spoglądamy tępo przed siebie, czekając na przyjazny brzeg, akceptując i oswajając sytuację, w której się znaleźliśmy. Ta cisza ma wiele twarzy, ale ja dziś chciałabym napisać o jednej z nich.
Jako projektant wnętrz i home stager wiem, jak działają nasze zmysły, jak je karmić, żeby zadowolić spragnionego odbiorcę. Wiem, jak działa marketing emocji, wiem, jak ważne jest wrażenie. Nasz świat zbudowany jest na schematach, a nasze mózgi pracują w trybie porównań, odniesień i do tego tak prymitywnych, że czasem trudno się z nimi identyfikować. A prawdy wyryte w mojej głowie, warte są tyle, co obecnie ropa naftowa.
I w tej ciszy pandemii, zaatakowała mnie ze szklanego ekranu, odarta z magii prawda o tym, jak jest naprawdę. Dostrzegłam, jak bardzo istotny jest kontekst, otoczenie i opakowanie i jak tworzymy w trybie autopilota obrazy na temat rzeczywistości.
Politycy, artyści, naukowcy przenieśli się do swoich domów, z których zaczęli się łączyć z nami, dzięki zaawansowanej technologii audiowizualnej. I nagle czar prysł, „abecadło z pieca spadło, o ziemię się hukło” parafrazując słowa Tuwima.
Nie sposób przecież potraktować poważnie kandydatki na prezydenta, siedzącej w fotelu na zielonej trawie swojego ogródka. Bo zamiast powagi instytucji, widzę poranne figle z psem, widzę jajecznicę na stole, widzę to, czego moje oczy widzieć nie chcą.
Nie sposób jest skupić się na zawartości merytorycznej wypowiedzi polityka, za plecami, którego prezentuje się z dumą domowa kolekcja Star Wars i wielki posąg Lorda Vadera. Lepiej nie dzielić się z Wami skojarzeniami, które rozsiadły się w mojej głowie, podczas tej poważnej, niedzielnej debaty „Kawy na ławę”.
Nie sposób nie myśleć, oderwać się od tego co widzę za ich plecami, choć to wbrew mojej wrażliwości i wyobrażeniu o nieskazitelności mojej natury. A te myśli są potokiem rwącym, z nurtem niebezpiecznych skojarzeń: ten bez charakteru, bo kubek pozostawiony w tle na półce to pastelowa wersja czegoś w klimacie Little Pony, ten czyta słabe książki, więc pewnie intelekt kulawy, ten ma syndrom skąpca, bo sofa zakryta kocem, ta wybrała tandetne reprodukcje na ścianę, więc pewnie gustu brak, temu to przydałaby się filozofia DAN-SHA-RI, żeby pozbyć się nadmiaru śmieci. O litości!
Ale poza tym, co złego o sobie myślę gdy tak myślę, to myślę sobie także, że może na czas pandemii, warto zadbać o to, co za naszymi plecami, bo jeśli jest więcej takich jak ja, którzy obrazami myślą i w ogóle myślą, to gwiezdne wojny nabiorą innego znaczenia, a wszystko, co zostanie „zobaczone”, zostanie wykorzystane przeciwko nim, wbrew naszym najlepszym intencjom.