Raporty

Badacz historii, który pomaga ustalić skąd nasz ród!

Badacz historii, który pomaga ustalić skąd nasz ród!

O odkrywaniu tego skąd nasz ród, o przeszukiwaniu setek dokumentów i specyficznej pracy detektywa historii opowiada Tomasz Dominiak, specjalista w dziedzinie genealogii, a jednocześnie badacz historii rodu znanej łódzkiej Rodziny Skrzydlewskich.

 

Zajmuje się Pan genealogią, czyli jak mówi definicja, dziedziną zajmującą się badaniem więzi rodzinnych między ludźmi na bazie zachodzącego między nimi pokrewieństwa i powinowactwa. Skąd taka pasja?

Odpowiedź na to pytanie zawiera sama definicja genealogii. To właśnie chęć poznania swoich przodków. Oczywiście moje pierwsze kroki w genealogii dotyczyły relacji między znanymi mi członkami rodziny, a potem powoli przywracałem pamięć o tych, którzy odeszli.

O takich pasjonatach, jak Pan mówi się „detektywi historii”. Poszukujecie czegoś, o czym już wszyscy zapomnieli. Warto grzebać się w rodzinnej przeszłości, poznawać przodków, o których nie mieliśmy pojęcia?

Potwierdzam, że jest to żmudne, iście detektywistyczne zajęcie. Warunkiem jest oczywiście szczera chęć dojścia do prawdy. Jest to o tyle istotne, że czasami można popełnić błąd, bo przecież badamy obcych nam ludzi, w sensie niespokrewnionych z nami. Na przestrzeni setek lat, różne instytucje wytwarzały dokumenty, na podstawie których możemy odtworzyć dziś relacje rodzinne i ustalić najważniejsze fakty. Można ograniczyć się do trzech podstawowych danych dotyczących chrztu, małżeństwa i śmierci. Jednak ja staram się wyciągnąć tyle wiadomości, ile zdołam. Ważny jest dla mnie kontekst czasu, miejsca, obowiązującego prawa, wszystko w zależności od opisywanej sytuacji, z którą związana była dana osoba.

Dlaczego i po co chcemy wiedzieć skąd wziął się nasz ród, kogo mieliśmy wśród przodków sto czy dwieście lat temu?

Pielęgnowanie pamięci o przodkach jest niejako naszym obowiązkiem. Przecież zawdzięczamy im nasze życie. Tak możemy im się odwdzięczyć. Poza tym przodkowie są naszą częścią w sensie genetycznym, ale są też teorie, że jesteśmy sumą ich doświadczeń.

Panuje opinia, że dziewięćdziesiąt procent z nas ma chłopski rodowód. Jest się w takim razie czym ekscytować i poszukiwać swoich korzeni, skoro i tak okaże się, że prapraprapradziadek był parobkiem?

Odpowiem pytaniem. A czy to, jakie ktoś ma korzenie, może pozbawić nas chęci poznania własnych przodków? Jako hobby genealogia w Polsce cieszy się wielkim zainteresowaniem i ma wyjątkowy przyrost fanów, wręcz geometryczny, a na przykład w Stanach Zjednoczonych jest tak popularna, że ustępuję jedynie wędkarstwu. A wracając do parobków, to jakiś czas temu czytałem artykuł o tym, że właściwie każdy z nas wśród antenatów ma chłopstwo i szlachtę. Potwierdzają to również moje wieloletnie badania. Procesowi poszukiwania przodków towarzyszą niesamowite emocje, które rosną, kiedy znajdujemy przodka, a następnie uzupełniamy naszą wiedzę o nim. Już te chwile mają spory ładunek ekscytacji. Czy zatem warto to robić? Choćby dla tych emocji, tak!

Modne są dziś badania DNA, które pozwalają ustalić, skąd pochodzimy i skąd nasz ród. Jakie jest Pana zdanie na ten temat – warto zrobić test, czy nie?

Badania genetyczne DNA to bardzo ciekawy i obszerny wątek. Po pierwsze dlatego, że genealogia „papierowa” może dotyczyć czasów po Soborze Trydenckim, który zdecydował o wprowadzeniu ksiąg metrykalnych lub czasów, do których sięgają zapisy ksiąg grodzkich, ziemskich czy trybunałów lub Kancelarii Królewskiej. Po drugie, nie każdy ojciec, znaleziony w dokumencie musi być tym biologicznym. Po trzecie w wyniku badań chromosomu Y możemy dojść do „Adama”, a w przypadku badania mitochondrialnego DNA do „Ewy”. Warto podkreślić, że z roku na rok rozwijają się możliwości badań DNA, a tym samym dostajemy coraz lepszą wiedzę o swoich przodkach. Jeżeli zatem pyta Pan czy warto zrobić taki test, to odpowiem, że jak najbardziej. Jednak on sam nie da nam odpowiedzi o tym, kim byli nasi przodkowie. Do tego trzeba dochodzić samemu.

Jeżeli już zdecydujemy się na poszukiwanie swoich korzeni, to od czego warto zacząć poszukiwania? Gdzieś usłyszałem, że najlepiej zacząć od spisania dat, nazwisk, miejsc i historii, które znamy, a później przekazać to specjalistom.

Uważam, że najlepiej samemu odkrywać własnych przodków, bo dopiero wtedy można poczuć emocje odkrywcy. Są strony, gdzie osoby z większym doświadczeniem chętnie pomagają nowicjuszom. Jednak zaangażowanie specjalisty do pomocy, to przede wszystkim wykorzystanie jego czasu i doświadczenia. Dzisiaj już nie jeździ się po parafiach, bo to zajęłoby ogromny fragment naszego życia. Wystarczy najpierw wyciągnąć wszystko, co można z rodzinnych archiwów. Następnie online zwrócić się do Urzędu Stanu Cywilnego o odpisy. Kolejny krok to archiwa państwowe, diecezjalne czy właśnie strony internetowe różnych towarzystw genealogicznych, które digitalizują i udostępniają zasoby archiwalne. Jest wielu pasjonatów, którzy jeżdżą po parafiach i robią zdjęcia, a potem indeksują zasoby. Co niezwykle istotne, najczęściej robią to bezpłatnie. Warto dodać, że w USC takie dokumenty, jak akt małżeństwa, czy zgonu powinny znajdować się przez osiemdziesiąt lat od wytworzenia, a akt urodzenia przez sto lat. Starsze dokumenty, dostępne są w archiwach. Sugeruję, jeszcze spisać wszystkie opowieści, legendy i bajki opowiadane w rodzinie. Mogą się przydać, choć na przykład w moim przypadku trzy czwarte z nich zupełnie się nie potwierdziła.

Badania genealogiczne to pomocnicza nauka historii, czyli poważna sprawa. Sam Pan mówi, że dokumenty pisane dostępne dla badaczy sięgają trzystu, czterystu lat wstecz. A jak sprawdzić co było wcześniej?

Jak już wspomniałem, księgi metrykalne w Kościele rzymskokatolickim funkcjonują od XVI wieku. Początkowo wprowadzono księgi ochrzczonych i zaślubionych, później również zmarłych. W Polsce po synodzie prowincjonalnym w Piotrkowie w 1607 roku wprowadzono obowiązek prowadzenia przez proboszczów, prócz wcześniej wymienionych rodzajów ksiąg metrykalnych, także księgi bierzmowanych oraz wykazu parafian. Jednak księgi metrykalne to niejedyne źródło do badań genealogicznych. W różnego rodzaju archiwach przechowywane są dokumenty sądowe, księgi grodzkie, ziemskie, testamenty czy dokumenty urzędowe. Z pomocą przychodzą nam archiwa państwowe, znajdujące się w każdej stolicy województwa wraz z oddziałami. Do tego mamy Archiwum Główne Akt Dawnych (AGAD), gdzie znajdziemy dokumenty z czasów I Rzeczypospolitej, czy też księgi z terenów dawnych kresów.

Wiem, że zainteresował się Pan współczesnymi łódzkimi rodami i bada ich przeszłość. Między innymi znanego łódzkiego rodu Skrzydlewskich. Mam zgodę seniora rodu, żeby zdradził Pan trochę szczegółów z przeszłości rodziny. Ciekawa jest? Skąd się Skrzydlewscy wzięli w Łodzi?

Poświęcając się poszukiwaniom przodków, nie skupiam się wyłącznie na wywodzie po mieczu, ale i po kądzieli. Podobnie z Rodziną Skrzydlewskich. Znane chyba każdemu w Łodzi nazwisko Skrzydlewska, kojarzy się oczywiście z największą w Polsce siecią kwiaciarni H.SKRZYDLEWSKA, założoną przez Helenę Skrzydlewską, którą miałem okazję poznać. Wówczas nie mogłem przypuszczać, że stanę się w przyszłości ekspertem, jeśli chodzi o jej przodków.

Sami Skrzydlewscy wywodzą się z Woli Wiązowej, skąd przybyli do Łodzi w połowie XIX wieku. Protoplastą rodu był Antoni Skrzydlewski, urodzony około 1776 roku, strycharz, czyli rzemieślnik wyrabiający cegły, który zmarł 25 października 1834 roku. Jego wnuk Andrzej Skrzydlewski, urodzony 25 listopada 1844 roku. w Woli Wiązowej był ratajem, a potem fornalem. Tak jest po mieczu, ale ciekawiej wypadają efekty badań po kądzieli ze strony Adama Ryszarda Skrzydlewskiego, ojca Witolda Skrzydlewskiego. Wielu z łodzian mówi, że są łodzianami z dziada pradziada, ale kto mógłby pochwalić się związkami od XVI wieku? To właśnie w 1591 roku Jakub Chrapek vel Chrapowicz wydzierżawił na pograniczu Widzewa i założonego w 1584 roku. Zarzewa, młyn zwany wójtowskim. Młyn przez ponad dwieście lat był w posiadaniu tej samej rodziny, a ostatnim dzierżawcą był Stanisław Chrapecki, jeden z przodków Witolda Skrzydlewskiego. Historia związków tego młyna z przodkami Rodziny Skrzydlewskich zakończyła się 15 lipca 1823 roku, kiedy młyn przeszedł na własność miasta Łodzi. Młyny, a raczej osady młyńskie stanowiły szkielet nowej przemysłowej Łodzi. Do przodków Skrzydlewskich należał również Młyn Kulom. Co prawda spalił się pomiędzy 1762 roku a 1766 roku, ale na jego zgliszczach zbudowano tartak, a utworzone później w Łódce posiadło wodno-fabryczne nazwano Kulom-Piła. Ostatnim młynarzem był Piotr Kulom, 5 x pradziadek Witolda Skrzydlewskiego. Młyn nosił nazwę od nazwiska dzierżawcy i występował już pod tą nazwą od 1568 roku.

Zarzew to swego rodzaju gniazdo rodzinne Skrzydlewskich. Dziś znajduje się tam główna siedziba firmy.

To prawda, ale warto podkreślić, że związki przodków Rodziny Skrzydlewskich z Zarzewem sięgają XVIII wieku. Wówczas Zarzew nosił swoją pierwotną nazwę Rozdrażew. Jego mieszkańcami byli między innymi Mikołaj Gniotek i Wincenty Prusinowski z rodu o korzeniach szlacheckich. Obaj to prapraprapradziadkowie Witolda Skrzydlewskiego. Korzystając z okazji, dodam tylko, że wspomniany Wincenty Prusinowski, urodzony 30 marca 1775 roku. w Mroczkach Małych, zmarły 21 lutego 1819 roku we wsi Zarzew, był synem Chryzostoma Stanisława Prusinowskiego herbu Pobóg i Marianny Prusinowskiej z domu Jerzmanowskiej herbu Dołęga. Badając tę linię rodu, dokonałem niesamowitych wręcz odkryć, ale o tym opowiem może przy innej okazji, gdyż to historia o sięga w głąb o kolejne 1000 lat. Brzmi niewiarygodnie, ale to potwierdzają źródła.

Mam też ciekawostkę dotyczącą pierwszego planu Łodzi z 1812/1813 roku. Są na nim nazwiska właśnie tych dwóch przodków Witolda Skrzydlewskiego, których wymieniłem. Na planie wyznaczono granice pól między innymi wsi Zarzew wraz z przypisanymi gospodarzami. Co ważne – chłopi Zarzewa z czasów lokacji wsi byli wolnymi, a posiadany areał pozwalał na życie na relatywnie wysokim poziomie. Ale wracając do konkretów, to na tym najstarszym planie wymieniono właśnie Mikołaja Gniotka oraz Wincentego Prusinowskiego, wraz z ich posesjami.

To esencja przodków Rodziny Skrzydlewskich związanych z Łodzią i powód do dumy oraz historie warte pamiętania. Dla mnie osobiście jest to wielce ciekawa przygoda, a przodkowie Rodziny Skrzydlewskich stali mi się szczególnie bliscy. W końcu przywróciłem ich naszej pamięci. Efekt mojej pracy będzie zawarty w książce, którą właśnie kończę.

A sprawdza Pan jeszcze jakieś inne rody łódzkie?

Praca nad jedną tylko rodziną, trwa od roku do nawet kilku lat i pochłania sporo czasu. Jedna osoba nie jest w stanie pracować nad więcej niż dwoma, trzema rodzinami, jeśli podchodzi do sprawy rzetelnie. Oczywiście nie przerwałem badań nad własnymi przodkami, których wywód udało mi się zrobić do początku XVII wieku ze strony ojca i matki. Zachęcam do rozpoczęcia własnej wyprawy w przeszłość swojej rodziny, dzięki czemu przeżyjemy wiele niesamowitych przygód.

Rozmawiał Robert Sakowski
Zdjęcie Paweł Keler

 

Badania Genealogii
TOMASZ DOMINIAK
tel. 603 336 377
e-mail: geneo@dominiak.pl
www.geneo.dominiak.pl