Ludzie

Nie płaczę, nie tęsknię

Nie płaczę, nie tęsknię

Życie poza telewizją okazuje się także niezwykle ciekawe. Spędziłam tam wiele fantastycznych chwil i jeszcze długo będę żyła cudownymi wspomnieniami, może nawet kiedyś jeszcze wrócę do telewizji, ale teraz mam czas na realizację zupełnie nowych, nie mniej ekscytujących wyzwań – mówi Magdalena Michalak, dziennikarka, prezenterka, cudowna matka i wyjątkowy człowiek.

LIFE IN. Łódzkie: Zajrzałaś już do rzeczy, które zabrałaś ze sobą, odchodząc po 26 latach pracy z łódzkiej telewizji?

Magdalena Michalak: Nie od razu wzięłam się za przeglądanie tych rzeczy. Przez miesiąc leżały w torbach, najpierw trzeba było poradzić sobie z emocjami. Przez te wszystkie lata pracy w telewizji, uzbierało się całkiem sporo różnych drobiazgów – listy, maskotki, książki, drobne upominki. Z sentymentem do nich zajrzałam i znalazłam między innymi list od pana Jurka, który mi się w nim oświadczył oraz list od więźnia, który po odbyciu kary pozbawienia wolności, chciał się ze mną spotkać. Mam nadzieję, że poukładał już sobie życie bez mojego udziału (śmiech). Były też prośby o przyjęcie do pracy na stanowisko prezentera pogody. Wszystkie te rzeczy zostawiam sobie na pamiątkę, to część mojej zawodowej historii.

Wcześniej nie miałaś czasu do tego zajrzeć?

Jak tylko dostawałam, oczywiście, że otwierałam wszystkie przesyłki, które były do mnie adresowane. Czytałam, czasami się śmiałam, czasami płakałam ze wzruszenia, jak trzeba było, działałam. A potem odkładałam do szuflady i gromadziłam przez lata. Nie było czasu, by do nich zaglądać ponownie.

Czym się teraz zajmujesz?

Czasami mnie pytają, czy siedzę i płaczę, i tęsknię. Nie płaczę, nie tęsknię. To straszne, ale naprawdę nie tęsknię. Niektórzy mówią, że musiałam strasznie dostać w kość, skoro nie tęsknię po ponad 26 latach. To moje odejście z pracy było takie przykre, ale już tyle powiedziałam na jego temat, że nie chcę do tego wracać. Ponieważ wyszłam trochę obolała, usiadłam kiedyś w domu i powiedziałam, no dobrze to teraz trzeba się zabrać za głowę i pewne rzeczy pozamykać, i zobaczyć, czy się inne drzwi otworzą, inne szufladki wysuną. I tak się stało. Może dlatego nie tęsknię, że mam co robić.

Zdradzisz nam, co to za zajęcia tak Cię pochłaniają.

Robię świece, nie takie zwykłe. Każda jest inna, ma swój indywidualny charakter. Powstają przez wiele godzin i robię je wyłącznie ręcznie. To świece dla wyjątkowych ludzi. Jestem też wolontariuszką w hospicjum na Łupkowej, już się zakumplowałam z niektórymi podopiecznymi, czytam im książki, opowiadam różne historie. Ostatnio stanęłam przy Dominiku, który ma raka mózgu, wydawało się, że nie ma z nim kontaktu, a zaczęłam mu opowiadać o moich zwierzakach, jakie mam w domu i on się uśmiechał. Obiecałam, że będę mu czytać książkę o sportowcach i zapytałam, czy grał w piłkę nożną, pokręcił głową. To są niesamowite ludzkie historie. Powieści, jednej z moich ulubionych autorek z młodości Joanny Chmielewskiej, z dużą radością czytałam do tej pory Kamilowi, ale i drugi Dominik zaczął chętnie słuchać. Historia tego chłopaka, bardzo mnie wzruszyła, sam podjął decyzję, by wyprowadzić się z domu po śmierci ojca, by mamie i siostrze było lżej. Jeśli chcesz mnie zapytać, czy mam problemy, to ci odpowiem, że w tym miejscu i teraz nie mam żadnych. Angażuję się jeszcze w inne projekty, ale o nich na razie nie chciałabym mówić. Wiele firm zgłosiło się też do mnie z prośbą o prowadzenie różnych imprez.

Ale to zawsze robiłaś, odkąd pamiętam?

Tak i lubię to robić. Prowadzę też warsztaty z autoprezentacji. Jak widać, na brak zajęć raczej nie narzekam. A najważniejsze jest to, że ludzie o mnie nie zapominają. Czasami dzwonią do mnie koledzy, którzy brali pod uwagę zmianę zawodu i mówią: wiesz, jakbym ci mógł w czymś pomóc, to chętnie do ciebie dołączę. To jest miłe i daje takiego kopa do przodu, do nowych pomysłów.

Trudno, żeby zapomnieli?

Wiesz, tam jest tyle pracy i choć każdy dzień wydaje się podobny do tego, który się skończył, jednak jest inny, a czas biegnie bardzo szybko.

Co takiego ma w sobie ta telewizja, że związałaś się z nią na wiele lat, zapominając o wyuczonym zawodzie?

Po studiach w Akademii Teatralnej w Warszawie chciałam pracować jako aktorka, tylko że wróciłam do Łodzi i w żadnym teatrze nie chcieli mnie zatrudnić, tłumacząc, że mają i tak za dużo absolwentów własnej szkoły filmowej. Więc przez 10 lat siedziałam w domu, wychowywałam córki i dbałam o dom. Kompletnie tego nie żałuję, to był naprawdę cudny czas. Potem trafiłam do telewizji i wciągnęła mnie na dobre, a umiejętności zdobyte w szkole aktorskiej bardzo się przydały. W telewizji czas płynie naprawdę szybko. Były dni, że spędzałam w niej nawet po 17 godzin na dobę. Wracałam na chwilę do domu, jeszcze tak naprawdę nie zdążyłam przytulić się do poduszki, a już dzwonił budzik. Innym razem trzeba było wstać o drugiej w nocy, jechać na strajk pielęgniarek do Opoczna, bo o szóstej rano było pierwsze wejście na antenę. Długo by opowiadać. Ten czas mijał tak szybko, że nie zastanawiałam się nad tym, jak on upływa.

Bardziej odpowiadała Ci praca reportera w terenie, czy prowadzącej wiadomości?

Trudno powiedzieć. I jedna i druga ma swój urok. W pracy reportera najważniejszy jest bezpośredni kontakt z ludźmi, który bardzo lubię. Poznałam dzięki temu wiele fantastycznych osób, których pewnie nigdy nie miałabym okazji spotkać, a dzisiaj z niektórymi z nich jestem po imieniu i mam do nich prywatne telefony. Czytanie wiadomości sprawiło, że byłam osobą rozpoznawalną, że ludzie kojarzyli moją twarz, mój głos. Kiedyś idąc ulicą Piotrkowską, usłyszałam największy z zawodowych komplementów – podszedł do mnie kompletnie nieznany mi pan i powiedział, że bardzo lubi, jak czytam wiadomości, bo rozumie, co do niego mówię. To było fenomenalne. Pan grzecznie powiedział do widzenia, a ja stałam z rozdziawioną buzią i myślałam, ale czad. To był fajny czas i będę żyła wspomnieniami, a może kiedyś jeszcze wrócę do telewizji.

Przez te lata pewnie nie brakowało też zabawnych sytuacji, pamiętasz może którąś szczególnie?

Kiedyś, gdy spacerowałam po ulicy Piotrkowskiej, mijała mnie grupa zabawnych chłopaków, jeden z nich powiedział – patrz, jak fajna laska idzie, drugi na to – to przecież Agata Stachura-Ścieszko. Gdy spotkałyśmy się z Agatą w telewizji, długo się śmiałyśmy. Nigdy nie doświadczyłam ze strony innych ludzi niechęci, nigdy nikt nie zachował się niemiło wobec mnie i to jest szalenie dla mnie ważne. Gdy robiłam zakupy w hipermarkecie, jedna z pań mnie rozpoznała i była bardzo zdziwiona, że sama robię zakupy. Nie tylko robię sama zakupy, sprzątam, gotuję, prowadzę dom. Zawsze to robiłam.

Jak Ci na wszystko starczało czasu, skoro po 17 godzin spędzałaś w telewizji?

Zawsze byłam bardzo poukładana. Jak miałam ugotować obiad i posprzątać, to najpierw wstawiałam zupę, by się już gotowała w tym czasie, gdy ja sprzątałam. Jak schła podłoga i zupa się gotowała, miałam czas na pisanie scenariusza. W pracy też byłam megazorganizowana, niektórzy mówili na mnie Turbo Madzia.

To teraz musisz czuć się zrelaksowana.

Śmiałam się któregoś razu, że ja po prostu nie potrafię odpoczywać, że moim odpoczynkiem jest kolejna praca. I tak jest teraz, rano zbieram kwiaty do świec, potem czas na inne zajęcia – warsztaty, wolontariat, robienie świec, prowadzenie imprez. Jedyna rzecz, która się zmieniła, to to, że wcześniej zaczynam czytać książki, tak koło 22 i tak szybko przy nich nie zasypiam.

Co lubisz czytać najbardziej?

Zawsze starałam się dużo czytać, ale nie mam jakiegoś ulubionego gatunku literackiego. Ponieważ współpracuję z EMPiK-iem i często prowadzę wieczory autorskie, więc koleżanka przesyła mi różne książki, które muszę przeczytać, żebym wiedziała, o czym mam rozmawiać z autorem.
Wróćmy jeszcze do tych kwiatów, które zbierasz, a potem wykorzystujesz do robienia świec.

Skąd w ogóle przyszedł Ci do głowy pomysł, aby zająć się wytwarzaniem świec?

Długo by mówić. Kiedyś pojechałam na warsztaty robienia kosmetyków, bo od lat robię sobie je sama. Zawsze w domu mam pod ręką boraks, nadwęglan sodu, chlorek magnezu, sodę oczyszczoną, ocet. Robię z tego domowe kosmetyki. Z orzechów piorących robię płyn do prania, którego można też używać do mycia naczyń. Sama robię sobie też kremy i toniki do twarzy. Z Portugalii sprowadziłam alembik, urządzenie wykuwane z miedzi, które działa jak destylator, wkładam tam susz, wlewam wodę i robię hydrolaty, których potem używam jako tonik do twarzy. Robię też różne maceraty olejowe. Nie dość, że sprawia mi to wielką przyjemność, to na dodatek mam po nich piękną cerę.

Zawsze Cię postrzegano jako osobę uśmiechniętą, życzliwą, pełną optymizmu. A Ty jak sama siebie postrzegasz?

Myślę, że jestem pełna optymizmu, lubię się uśmiechać i małymi gestami sprawiać innym radość. Pamiętam, jak pewnego dnia miłej pani w sklepie obuwniczym powiedziałam, że jest bardzo podobna do księżnej Kate, trochę się zawstydziła, a potem powiedziała: zrobiła mi Pani dzień. Takich serdeczności, ciepłych, miłych słów brakuje nam na co dzień, a to przecież nic nie kosztuje. Taki mały gest, a czasami może wiele zmienić. Jak wchodziłam do telewizji, to panowie portierzy mówili – pani uśmiech wchodzi.

Masz jakieś wady?

Pewnie, że mam, ale nie powiem. Staram się nad nimi panować albo chociaż je poznać i oswoić.
Jak to jest z tymi Twoimi słabościami? Słyszałam, że uwielbiasz kupować buty. Teraz już nie, bo mam ich za dużo w szafie, naprawdę jest w czym wybierać.

Dlaczego akurat buty?

Nie wiem, jedne dziewczyny zbierają paski, inne torebki, kolejne okulary, a ja buty. Ale przyznam, że mam jeszcze jedną słabość do pewnej hiszpańskiej firmy modowej. A wszystko zaczęło się na wakacjach w Hiszpanii, przechodziliśmy obok takiej pięknej wystawy, był na niej wyjątkowy płaszcz i od razu wiedziałam, że wejdę i go kupię. Kupiłam i choć od tego czasu minęło już 10 lat, ciągle go noszę, tylko podszewkę musiałam wymienić. Te rzeczy są ponadczasowe i moja figura na szczęście się nie zmieniła.

Jak o nią dbasz?

Staram się dość racjonalnie jeść, choć bardzo lubię słodycze. Sprzyja mi też sama natura, ja po prostu nie mam tendencji do tycia. A poza tym zaczęłam chodzić na treningi do moich zaprzyjaźnionych trenerów.

Wspomniałaś, że do świec, które robisz, zbierasz kwiaty. Jakie są Twoje ulubione?

To jest trudne pytanie. Kiedyś bym ci pewnie odpowiedziała róże. Teraz jak zbieram te kwiaty, to one mają dla mnie zupełnie inną wartość, i nie mówię, tu o wartości materialnej, która ma znaczenie, jak te świece sprzedaję. Lubię bratki, lawendę, niezapominajki i polne kwiaty.

Lubisz też podróżować? Byłaś w tym roku na wakacjach?

Byłam na Sycylii. Chciałam wejść na Etnę i weszłam!

Co wynosisz z tego podróżowania?

Głównie smakuję, lubię próbować lokalnych potraw, które potem z chęcią przyrządzam w domu moim gościom.

Która kuchnia najbardziej Ci odpowiada?

Uwielbiam kuchnię włoską, smakuje mi też kuchnia chińska. Lubię jeść warzywa i staram się na nich bazować w mojej kuchni.

Dużo miejsc już zwiedziłaś?

Sporo, czeka na mnie jeszcze Ameryka Południowa i Australia. Wszystko w swoim czasie.

Lubisz Łódź?

Kocham to miasto i bardzo mu kibicuję. Uważam, że nadejdzie taki moment, że jeszcze wszyscy będziemy dumni z Łodzi.

Które z miejsc w Łodzi lubisz najbardziej?

Retkinię, bo mam z nią najmilsze wspomnienia, tam wychowały się moje córki. To był naprawdę dobry czas, macierzyństwo było naprawdę piękne.
To była dla Ciebie najważniejsza życiowa rola? Bycie matką to jest zupełnie coś wyjątkowego, tego nie da się porównać absolutnie z niczym. Wcześnie zostałam mamą, ale nie żałuję, dzięki temu dzisiaj mam doskonały kontakt z moimi dorosłymi już córkami, nawet babcią już zostałam. I bardzo się z tego cieszę.

Gdybyś dostała jeszcze propozycję roli filmowej, chętnie byś podjęła wyzwanie? Czy masz jakąś wymarzoną rolę?

Bardzo mi się podobała zawsze Scarlett O’Hara, taka trochę naiwna, zbuntowana. Nieustannie podziwiam Meryl Streep, która stworzyła wiele fantastycznych ról. Kilka lat temu zagrałam siebie, czyli dziennikarkę, w serialu „Komisarz Alex”. Dobrze czułam się na planie, ale zdecydowanie wolałam pracę w telewizji. Nie mam wymarzonej roli, ale chciałabym jeszcze spróbować swoich sił w dubbingu.

Najbliższe plany.

One się dzieją i nie chcę o nich mówić.

A wiadomości łódzkie czasami oglądasz?

Nie obejrzałam ani jednego wydania odkąd odeszłam z telewizji. Staram się w ogóle nie oglądać telewizji, mam tyle ciekawych zajęć, które pochłaniają mój czas.

Rozmawiała Beata Sakowska
Zdjęcia Izabela Urbaniak