Ludzie

Lubię kończyć to, co zaczęłam

Lubię kończyć to, co zaczęłam

O zaletach uczenia się przez całe życie, projekcie „Przepis na rozwój”, spełnianiu marzeń i kobietach, które dźwigają połowę nieba rozmawiamy z Bożeną Ziemniewicz, przedsiębiorcą, społecznikiem, właścicielką szkoły językowej BRITISH CENTRE, coachem i trenerem, radną Sejmiku Województwa Łódzkiego, wiceprzewodniczącą rady i pełnomocnikiem Polskiej Izby Firm Szkoleniowych.

LIFE IN. Łódzkie: Gdyby miała Pani szansę zrealizować trzy marzenia, to co by Pani zmieniła w rzeczywistości, która nas otacza?

Bożena Ziemniewicz: Jestem idealistką i chciałabym, by wszyscy wokół mnie byli szczęśliwi i zadowoleni, ale jestem też realistką i wiem, że tego nie da się zrobić. Ale wierzę, i to jest moje pierwsze marzenie, że jest szansa na pogodzenie pracowników z pracodawcami. Pracownicy zawsze uważają, że powinni dostać więcej, pracodawcy zawsze uważają, że pracownicy powinni dawać z siebie więcej. Świat byłby piękniejszy, gdyby pracownicy zaufali nam przedsiębiorcom i w końcu uwierzyli, że nie tworzymy firm po to, aby ich ciemiężyć, tylko je rozwijać, zapewniając wszystkim godziwe utrzymanie na życie. Bo pracownicy i pracodawcy są ze sobą nierozerwalnie związani – jak dwie strony tego samemu medalu – i każdemu pracodawcy zależy na dobru pracowników. Naprawdę dobry pracownik wart jest każdych pieniędzy! Po drugie, chciałabym, byśmy wszyscy umieli się ze sobą porozumiewać, bo niby mówimy tym samym językiem, a jakoś nie potrafimy się zrozumieć. Trzecie, to już takie moje osobiste marzenie, chciałabym siedzieć w moim sosnowym domku na działce i pisać, tak by podzielić się tym wszystkim, co jest we mnie, z innymi. A jest dużo!

Nie za wcześnie na takie marzenia.

Zdecydowanie za wcześnie! Mam jeszcze bardzo dużo do zrobienia i nie mogę się teraz odizolować od rzeczywistości. Sama czuję, że jestem jeszcze potrzebna, że moje doświadczenie i pamięć instytucjonalna są zdecydowanie przydatne innym! Dostaję też wiele sygnałów od mieszkańców Łodzi, że liczą na mnie i potrzebują mojego zdrowego rozsądku. Jednak czasami przychodzi taka myśl, by zwolnić… ale może tak za pięć lat?

Angażuje się Pani w wiele projektów, przedsiębiorca, polityk, społecznik. Skąd znajduje Pani na to wszystko czas?

To fakt – nie należę do osób, które cierpią na nadmiar czasu. Ale każda kobieta ma w swoim życiu dwie możliwości: pierwszą, by zorganizować i zaplanować je tak, by mieć czas na wszystko i drugą, wieczną improwizację. Ja wybrałam to pierwsze rozwiązanie, bo jest bliższe mojej naturze. Poza tym mam dwoje dzieci, dziś już dorosłych, i gdybym nie nauczyła się dobrze zarządzać swoim czasem, to nie wiem jak poradziłabym sobie z ich wychowaniem. Przecież cały czas prowadziłam firmę – już 25 lat! A ciężkiej pracy się nie boję, od młodości jestem do niej przyzwyczajona. Poza tym, chyba rzeczywiście jestem pracowita.

A woli Pani biznes czy politykę?

Świat polityki to nie jest mój świat. Jest zbyt brutalny, bezpardonowy. Bardziej znana jestem jako przedsiębiorca niż radna Sejmiku Województwa Łódzkiego, choć w tej dziedzinie też staram się robić bardzo dużo, szczególnie jako przewodnicząca komisji ochrony zdrowia, rodziny i polityki społecznej. I tak na dobrą sprawę nie wyobrażam już sobie życia bez działania na rzecz samorządu.

A jeżeli chodzi o biznes… Gdybym musiała wybierać pomiędzy działalnością w samorządzie, a byciem przedsiębiorcą, to nie miałabym żadnego dylematu. Moje spojrzenie na rzeczywistość, to przede wszystkim racjonalny do bólu punkt widzenia przedsiębiorcy. Dlatego często to, co mówię i robię jako przedsiębiorca, pozostaje w pewnym konflikcie z tym, co  powinnam mówić i robić jako polityk.

Ale jednak startuje Pani w wyborach na radną sejmiku…

Startuję, bo lubię kończyć sprawy, które zaczęłam. Nie potrafię i nie chcę zostawiać po sobie rozgrzebanych tematów. Startuję, bo wiem, że wciąż mam wiele do zrobienia, a moje kompetencje są bardzo w sejmiku potrzebne. Startuję, bo chcę mieć wpływ na to, co dzieje się w regionie.

Jest Pani mocno zaangażowana w promocję projektu „Przepis na rozwój”. Proszę powiedzieć  jakie korzyści można z niego odnieść?

Zdecydowałam się wspierać projekt „Przepis na rozwój”, bo współgra on z tym, czym zajmuję się całe życie: edukowaniem dorosłych, adaptacyjnością kapitału ludzkiego. Mamy teraz najlepszą okazję, aby podnieść kwalifikacje i kompetencje nie tylko swoje, ale również osób, które zatrudniamy w naszych firmach. A przecież w dzisiejszych czasach ten kto się nie rozwija, traci na wartości.

W poprzednich okresach programowania duży nacisk kładziono na rozwój infrastruktury. W tym ważny jest człowiek i jego rozwój i z tego się bardzo cieszę, bo to przecież nie stal i beton decydowały o rozwoju cywilizacji tylko ludzie. Świat zmienia się błyskawicznie, a my musimy za tymi zmianami nadążyć, dlatego tak ważne jest byśmy uczyli się przez całe życie. Z siedzenia na kanapie i oglądania seriali nie będziemy mieli zbyt wielkiego pożytku.

Do kogo skierowany jest ten projekt?

Oferta skierowana jest do tysięcy mikro, małych i średnich przedsiębiorców prowadzących działalność na terenie województwa łódzkiego. Preferencyjnie traktowane są firmy i przedsiębiorcy przechodzący procesy restrukturyzacyjne oraz osoby, które skończyły 50 lat i z niskimi kwalifikacjami.

Czy po środki na szkolenia chętniej sięgają małe firmy?

Cieszę się, że jest takie duże zainteresowanie środkami na szkolenia, dzięki temu widzę, że ludziom zależy na rozwoju. Teraz po raz pierwszy to przedsiębiorcy decydują, czego się będą uczyć oni i ich pracownicy. W pierwszym okresie programowania choć pieniądze dostępne były dla wszystkich, korzystały z nich w większości duże przedsiębiorstwa i moim zdaniem te pieniądze nie zostały należycie spożytkowane. W drugim okresie było już nieco lepiej. Teraz między innymi dzięki staraniom Polskiej Izby Firm Szkoleniowych, w końcu ludzie mogą się uczyć tego, czego chcą i potrzebują, a nie tego, co im ktoś narzuci. W moim przekonaniu to podmiotowy system finansowania spowodował stale rosnący popyt.

A jak się Pani wydaje, kto powoduje, że ta rzeczywistość jest lepsza kobiety czy mężczyźni?

Z odpowiedzią na to pytanie zawsze mam problem. Chińczycy twierdzą, że kobiety dźwigają połowę nieba… No ale moim zdaniem (i chyba nie tylko moim), to tylu profitów z tego nie mają. Panie wnoszą wiele pozytywnych emocji do naszego życia politycznego, społecznego, ale wciąż nie mają takiej siły przebicia, jak panowie. Wierzę, że to się niebawem zmieni.

Zawsze zadbana, elegancka – ma Pani swojego stylistę?

Nie, zawsze byłam samowystarczalna w tym zakresie. Czasami o moje włosy zadba fryzjer, ale manicure robię sama. Nie mam też jednej ulubionej marki modowej, ale bardzo lubię sukienki od Ani Skórskiej, bo idealnie pasują na moją sylwetkę.  Ale przecież ubrania to tylko mało ważny dodatek do naszego życia. Najważniejsze są wartości, na których budujemy życie osobiste i pracę zawodową. I pracę społeczną zresztą też!

www.przepisnarozwoj.eu

Rozmawiała Beata Sakowska
Zdjęcia Paweł Łacheta