Styl życia

Trudno dziś spotkać szczęśliwych nauczycieli

Trudno dziś spotkać szczęśliwych nauczycieli

Po ponad trzydziestu latach Janusz Moos przestał być Dyrektorem Łódzkiego Centrum Doskonalenia Nauczycieli i Kształcenia Praktycznego w Łodzi. Z legendą łódzkiej edukacji rozmawiamy o zawodzie nauczyciela, przyszłości edukacji i szczęśliwych nauczycielach.

 

Jest takie powiedzenie: Obyś cudze dzieci uczył. Tak o zawodzie nauczyciela mówią ci, którym kojarzy się on negatywnie. A czym zawód nauczyciela jest dla Pana?

To przekazywanie drugiemu człowiekowi wiedzy i kształtowanie go. Powinno się z niego czerpać dużo satysfakcji i radości, ale jest odwrotnie. I kiedy widzę u nauczycieli radość z tego, że są wakacje, to jest mi bardzo przykro.

Dlaczego?

Bo to oznacza, że oni są nieszczęśliwi jako nauczyciele. Pewnie bierze się to stąd, że pracują w szkołach, w których utrwalony jest tradycyjny system klasowo-lekcyjny, którego nikt nie próbuje zmienić. A przecież to w celi więziennej i w szpitalu psychiatrycznym izoluje się ludzi, a nie w klasie szkolnej. Często apeluję do dyrektorów i nauczycieli, żeby nawet w takich warunkach, w jakich funkcjonują, próbowali rozluźnić ten system i wprowadzić innowacje, które dadzą wszystkim odrobinę radości. Ale prawdą jest, że trudno dziś spotkać szczęśliwych nauczycieli…

Kiedy zrozumiał Pan, że sam chce być nauczycielem?

Już kiedy studiowałem na Wydziale Elektrycznym Politechniki Łódzkiej, bardzo chciałem prowadzić działalność edukacyjną. Wynikało to z mojej potrzeby komunikowania się z ludźmi, a poza tym interesowałem się pedagogiką, psychologią i filozofią. Po studiach nie wybrałem intratnej posady w przemyśle, lecz edukację w szkole, która jako pierwsza w kraju rozpoczynała działalność w zakresie automatyki przemysłowej. No i już wtedy wprowadziłem w nauczaniu metody projektowe. Interesowała mnie edukacja włączająca, stymulująca aktywność się uczących.

Po kilku latach zostałem tam dyrektorem. Na tym stanowisku chyba też się sprawdziłem, bo otrzymałem propozycję przejścia do kuratorium i rozpoczęcia działalności w zespole wizytatorów metodyki kształcenia zawodowego.

Całe swoje życie zawodowe zajmuje się Pan edukacją i nauczycielami. Dokształca ich, inspiruje, zachęca do innowacji. W środowisku nauczycielskim łódzkim i nie tylko jest Pan już legendą. Dlaczego ten zawód jest aż tak ważny?

Może to truizm, ale wydaje mi się, że nie wszyscy rozumieją to, że edukacja jest w naszym życiu najważniejszą inwestycją. I jeśli ona umiera, to wszystko umiera. Dlatego powinna być traktowana pierwszoplanowo, a nauczyciel stać się profesją największego zaufania społecznego. Nie może funkcjonować tak jak dziś, w atmosferze niepokoju finansowego czy zagrożenia społecznego. Nie może być celem agresji uczniów i rodziców. Powinniśmy zrobić wszystko, żeby miał stabilizację i był ważną postacią w systemie edukacyjnym, szukającą innowacyjnych rozwiązań.

Czy nauczyciele, zamiast być innowacyjni, nie powinni raczej trzymać się programu nauczania?

Powinni, ale też trzeba robić wszystko, żeby w szkole funkcjonowały zespoły innowacyjne. Będzie to z korzyścią dla szkoły i nie sprawi problemów z poszanowaniem norm, standardów kwalifikacyjnych czy podstawy programowej. One nie są świętością, mogą być doskonalone i zmieniane, ale to właśnie nauczyciel innowator ma szansę wpłynąć na nowe oblicze szkoły.

Proszę zwrócić uwagę, że w tej chwili tworzą się nowe zawody. Na przykład związane z elektromobilnością. Są grupy nauczycieli, które kontaktują się z nami, przygotowują koncepcję kształcenia w takich zawodach i pracują nad podstawą programową. To ruchy oddolne, które bardzo wysoko oceniam. Dlatego jeśli dziś nauczyciele chcą tworzyć coś ciekawego, to trzeba im w tym pomóc.

Ale czy dzisiejsza polska szkoła może być innowacyjna?

Polska edukacja ma wielu nauczycieli twórczych. Tylko że oni po pewnym czasie wypalają się i wpadają w depresję zawodową, co jest bardzo smutne. Wpływa na to wiele różnych czynników i uwarunkowań, również finansowych. Jest też problem starej struktury edukacyjnej, w której każe się przyswoić uczniowi wiedzę, a później reprodukować ją tak jak sobie życzy nauczyciel. W dzisiejszej szkole nie wspiera się ucznia w samodzielnym uczeniu się i wytwarzaniu wiedzy. Gdyby chcieć to zmienić, to należałoby uznać, że najważniejszy jest uczeń, a sam proces uczenia się powinien być prowadzony według zasad tutoringu i coachingu, czyli poprzez indywidualne podejście do ucznia.

Gdyby miał Pan określić trzy najważniejsze cechy dobrego nauczyciela, to co znalazłoby się w takim rankingu?

Pierwsza sprawa to potrzeba dawania czegoś drugiemu człowiekowi i oddziaływania na niego. To jest chyba najważniejsze. Sprawa druga, to predyspozycja psychiczna do tworzenia nowych rozwiązań, do bycia innowacyjnym. Na trzecim miejscu postawiłbym rezygnację z wykorzystywania oceny szkolnej do określania tego, w jakim miejscu jest uczeń. Wolę ocenianie kształtujące, które daje odpowiedź na pytanie, w którym miejscu jestem i co muszę zrobić, żeby dogonić innych.

Jest Pan inicjatorem powstania i twórcą Łódzkiego Centrum Doskonalenia Nauczycieli i Kształcenia Praktycznego w Łodzi. Skąd wziął się pomysł na taki ośrodek?

W latach 90. zlecono mi opracowanie koncepcji centrum kształcenia praktycznego. Byłem wtedy wicedyrektorem Wojewódzkiego Ośrodka Doskonalenia Nauczycieli. Podjąłem się tego wyzwania i wykorzystując metodę modelowania, czyli od modelu idealnego do modelu praktycznego, przygotowałem projekt centrum. Założyłem w nim, że wykorzystując drogie, często unikatowe wyposażenie, placówka może nie tylko przygotowywać do zawodu, ale może również służyć doskonaleniu umiejętności zawodowych nauczycieli. Takie rozwiązanie, czyli połączenie centrum edukacji zawodowej z centrum doskonalenia nauczycieli ma walory zarówno ekonomiczne, jak i pedagogiczne.

A tak przy okazji powiem, że właśnie skończyła się moja kadencja na stanowisku dyrektora. Na kolejną już nie kandydowałem.

Stworzył Pan z centrum miejsce, którego inne miasta nam zazdroszczą. Są tu pracownie i laboratoria z takim wyposażeniem, których nie powstydziłyby się najlepsze uczelnie. Z czego jest Pan najbardziej dumny?

Najbardziej z tego, że w latach 90. wprowadziliśmy do systemu edukacyjnego termin mechatronika, czyli połączenie mechaniki, informatyki i elektroniki w jeden układ zawodów. Wtedy to był obcy termin i niektórych denerwował, ale dziś jest powszechnie używany. Dumny jestem również z tego, że mechatronika w naszym centrum prezentuje wysoki poziom.

Z centrum chętnie współpracuje biznes. Przedsiębiorcy to zwykle pragmatyczne osoby i zawsze patrzą na korzyści wynikające ze współpracy. Jak centrum zachęca biznes do współpracy?

Do dobrych rozwiązań nie trzeba nikogo zachęcać. Przedsiębiorcy sami widzą korzyści, które mogą mieć ze współpracy z centrum. Szkolnictwo zawodowe jest dziś bardzo ważne, ponieważ kształci praktyków, których biznes potrzebuje. Poza tym odbywa się to w porozumieniu z pracodawcami, których zaprosiliśmy do udziału w systemie edukacji zawodowej.

Idąc troszkę na skróty, chciałbym zapytać o to, co w edukacji jest ważniejsze. Nauki humanistyczne, czy nauki ścisłe, matura w technikum czy w liceum, czy wreszcie konkretne wykształcenie zawodowe, czy też ogólne humanistyczne?

Wszystko jest ważne, ale zawsze bardzo mnie denerwuje, kiedy ktoś mówi o zawodówce w pejoratywnym kontekście. Przecież szkoła zawodowa jest ważnym miejscem osiągnięcia określonych kompetencji. Liceum ogólnokształcące jest dla tych, którzy mają sprecyzowane zainteresowania i chcą w przyszłości studiować na uczelniach. Natomiast szkoła zawodowa jest miejscem, które również umożliwia w przyszłości studiowanie, ale przede wszystkim daje określone kwalifikacje zawodowe i zaraz po jej ukończeniu można podjąć pracę. Dlatego powinniśmy robić wszystko, żeby odczarować szkolnictwo zawodowe.

Rozmawiał Robert Sakowski
Zdjęcie Paweł Keler