Biznes

Lubię się dzielić tym, co wiem i umiem

Lubię się dzielić tym, co wiem i umiem
O życiowych wyborach, pełnionych rolach, motywowaniu siebie i innych, a także o byciu przedsiębiorcą opowiada Bożena Ziemniewicz, bizneswoman, społecznik, radna Sejmiku Województwa Łódzkiego, właścicielka szkoły językowej British Centre, która w tym roku obchodzi jubileusz 30-lecia działalności.

 

Przedsiębiorca, samorządowiec, nauczyciel, działaczka społeczna, ekonomistka… Pełni Pani w życiu wiele różnych ról. Która z nich jest Pani najbliższa?

Z wykształcenia jestem magistrem ekonomii. Skończyłam handel zagraniczny na Uniwersytecie Łódzkim. Pracę magisterską pisałam z „węża walutowego”, czyli sposobu rozliczania się w Europejskiej Wspólnocie Gospodarczej, poprzedniczce Unii Europejskiej. Tematami walutowymi zajmowałam się również na studiach doktoranckich. Dzięki temu patrzę na świat trochę inaczej, inaczej analizuję rzeczywistość i wyciągam wnioski. Ale zawodową ekonomistką nie zostałam, ponieważ poświęciłam się swojej pasji.

Czyli?

Zostałam nauczycielem. Nauczanie od zawsze było moją pasją, a zaczęłam uczyć jeszcze w liceum. Wtedy korepetycjami zarobiłam swoje pierwsze pieniądze.

Z angielskiego?

Z matematyki, która była moim najukochańszym przedmiotem. Zawsze wolałam trzymać się konkretów, a matematyka jest oparta na logice, rachunku zbiorów, aksjomatach. Nie ma w niej miejsca na relatywizm. Dla mnie to była taka opoka. Coś, na czym można budować. Z kolei język angielski wyniknął przy okazji. Oczywiście uczyłam się go w liceum, ale na studiach pierwszą oceną z angielskiego była… dwója. Ta klęska stała się dla mnie silnym bodźcem do poważnej nauki języka i piątki z lektoratu już na koniec pierwszego roku studiów. Poza tym na angielski było znacznie większe zapotrzebowanie.

Negatywne zdarzenia motywują panią do działania?

Zdecydowanie tak. Mam w sobie jakąś wewnętrzną potrzebę udowadniania sobie i światu, że jestem w stanie osiągnąć cel. To motywuje mnie do działania. I kiedy coś nie wychodzi, to nie odpuszczam, aż osiągnę sukces.

Dlaczego zdecydowała się Pani akurat na handel zagraniczny?

Liceum kończyłam z doskonałymi ocenami, dzięki czemu mogłam wybrać sobie taki kierunek studiów, jaki chciałam i podjąć studia bez egzaminów wstępnych, które w tamtych czasach stanowiły nie lada barierę. Na handel zagraniczny zdecydowałam się z kilku powodów. Po pierwsze ze względu na matematykę i ekonomię, które były i wciąż są dla mnie bardzo ważne, po drugie był to nobilitujący kierunek, na który trudno było się dostać, a po trzecie otwierał drzwi na świat, dawał szansę na podróżowanie i poznanie innych krajów.

Wróćmy do pasji, która stała się Pani sposobem na życie…

Tak, ale muszę dodać, że oprócz pasji uczenia innych był też drugi powód. Otóż lubię się dzielić tym, co wiem i umiem. Wydawało mi się swego rodzaju powinnością dzielić się z innymi moimi umiejętnościami. Zrobiłam z tego swoją misję, którą realizuję do dziś.

Wiem już, jak została Pani ekonomistką i nauczycielką, a skąd pomysł na biznes?

Przedsiębiorcą zostałam przez przypadek. Kiedy pojawiło się dziecko, potem drugie, doszłam do wniosku, że bycie matką jest dla mnie najważniejsze na świecie i muszę macierzyństwo jakoś pogodzić z zarabianiem na życie i robieniem czegoś, co lubię. A że najbardziej lubię uczyć, więc decyzja była prosta. Pomogło też to, że mąż prowadził firmę, pod którą mogłam się podłączyć ze swoją nauką języka angielskiego. Na początek miały to być kursy dla małej grupy, ale przyszło tylu chętnych, że musiałam się mocniej zaangażować, żeby nad tym zapanować. Pojawił się drugi nauczyciel, wynajęłam kilka sal, wybrałam koncepcję na biznes, czyli przygotowania do egzaminów z języka angielskiego.

Oprócz prowadzenia firmy działa Pani w samorządzie województwa łódzkiego i udziela się społecznie. Skąd taka chęć do działania?

Nie do końca wiem, tym bardziej że takich wzorców nie wyniosłam z domu. Rodzice nie należeli do aktywistów, nie angażowali się w sprawy innych, a ja zawsze. Już w szkole podstawowej byłam gospodynią klasy, na studiach starościną roku i nie tylko. Potrafiłam stawać w obronie osoby, czy grupy, kiedy widziałam, że dzieje się im krzywda. Poza tym potrzeba dzielenia się tym, co umiem, była u mnie zawsze bardzo silna. Wchodząc do samorządu, miałam przekonanie, że skoro jako społecznik mogę dla ludzi robić coś dobrego, to jako samorządowiec będę miała jeszcze większe możliwości.

W ludzkiej działalności niezależnie, jaki ma charakter, bardzo ważna jest motywacja. Jeżeli nie mamy takiej wewnętrznej siły, która popycha nas do działania, to jak powinniśmy się motywować?

Spróbujmy czerpać motywację od innych. Sama bardzo mocno staram się motywować kobiety, pokazywać im, że mają wszystko, co jest potrzebne do działania i nie mogą się bać odpowiedzialności za siebie i innych. Potrzebna im jest wiara w siebie. Wspieram kobiety, ponieważ często mają problem z działaniem i boją się aktywności.

Dlaczego?

To są różne lęki i obawy. Na przykład, że powiedzą coś głupiego. Zresztą sama to też przeżywałam. Kiedy pierwszy raz trafiłam na zebranie w jednym z kół Platformy Obywatelskiej, to nie brałam udziału w dyskusji, tylko słuchałam. Bałam się cokolwiek powiedzieć, bo wydawało mi się,  że to może być niemądre, źle wypadnę, zostanę kiepsko oceniona, będą się ze mnie śmiali i tak dalej. Proces przełamywania się i zbierania na odwagę trwał u mnie długo. Myślę, że kobiety mają z tym większy problem niż mężczyźni. Bardziej obawiamy się oceny i tego, że nie będzie ona dla nas łaskawa. Mężczyźni radzą sobie z tym lepiej. Może dlatego, że mają mniej autorefleksji, są odważniejsi, potrafią zabierać głos w tematach, o których czasem nie mają pojęcia.

W jednej z naszych rozmów sprzed kilku lat zacytowała Pani chińskie przysłowie o tym, że choć „kobiety dźwigają połowę nieba” to profitów z tego nie mają. Chciałbym zapytać o rolę kobiet w naszym życiu politycznym, społecznym, gospodarczym. Rośnie czy jednak traci na znaczeniu?

We wszystkich dziedzinach życia mamy do czynienia z sinusoidą i raz linia jest na górze, a raz na dole. Tak samo jest z rolą kobiet. Jestem z pokolenia urodzonego i wychowanego w PRL. Pamiętam hasła o kobietach na traktorach, o milicjantkach, listonoszkach, lekarkach i innych stanowiskach, które były w zasięgu kobiet. Można powiedzieć, że wtedy rola kobiet rosła. Zaczęły wchodzić do zawodów, które wcześniej były domeną męską. I choć musiałyśmy dzielić uwagę i czas na rodzinę, dzieci i pracę, to i tak byłyśmy wdzięczne losowi, bo żyłyśmy pełnią życia. Później temat równouprawnienia i wzrostu roli kobiet w życiu społecznym był przez lata tematem pobocznym, niezauważalnym. Dopiero po przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej zaczęto go podnosić oraz inicjować działania, które miały ośmielać kobiety i promować je w każdej dziedzinie życia. Rola kobiet w Polsce rosła i rosła, ale runęła osiem lat temu. Pewnie po zmianie sytuacji politycznej znowu się to odmieni, na co liczę. Zobaczymy.

Trudno mi się z tym zgodzić. Kobiety są aktywne w każdej dziedzinie. Widać je i słychać. Czasami bywają bardziej agresywne od mężczyzn. Z sukcesami walczą o swoje.

Rzeczywiście kobiety, czasem bardzo gwałtownie, dopominają się egzekwowania swoich praw, bo te prawa niby są, ale nikt sobie nimi nie zawraca głowy. Co jakiś czas pojawiają się kolejne fale feminizmu, teraz mamy czwartą, które przypominają o prawach kobiet, ale też mocno wpisują się w walkę o prawa mniejszości, czyli tych wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób czują się pokrzywdzeni i tłamszeni. I skoro dziś kobiety mogą mówić o swoich odczuciach, to robią to. Czasami głośno i agresywnie, ponieważ chcą, żeby ich problemy były dostrzegane. Zwłaszcza teraz, gdy są pozbawiane tego, na co jeszcze niedawno miały wpływ.

Niektórzy mówią, że robienie dziś biznesu to ekstremalna przygoda, jaką można sobie wyobrazić. Co by Pani powiedziała osobie, która planuje rozpocząć działalność przedsiębiorcy? Zachęcałaby czy raczej zniechęcałaby?

Powiedziałabym, nie tylko kobietom, ale wszystkim, żeby głęboko to przemyśleli, bo to nie jest odpowiedni moment na budowanie firmy od podstaw. Ryzyko, że się nie uda, jest wielokrotnie większe niż siedem, osiem lat temu. Brakuje dziś stabilności prawnej i legislacyjnej. Trudno jest przewidzieć czy za miesiąc, dwa nie wejdą w życie jakieś regulacje, które uczynią z nas bankrutów. To jest jazda bez trzymanki, naprawdę ekstremalna przygoda! Żeby w miarę normalnie funkcjonować, biznes musi mieć co najmniej dwuletnią perspektywę. Ustawy nie mogą być uchwalane z miesiąca na miesiąc, lecz powinny wchodzić w życie z choćby rocznym wyprzedzeniem, by można było  przygotować się do zmian. Dziś jest tak, że osoby, które planują rozpoczęcie działalności gospodarczej na przykład po nowym roku, mają przygotowany biznesplan, wiedzą, co chcą robić i mają na to odpowiednie środki, nie są w stanie przewidzieć, czy obowiązujące dziś przepisy wciąż będą aktualne.

Jakie cechy powinna mieć osoba, która rozpoczyna działalność biznesową? Pytam o te najważniejsze?

Przede wszystkim musi być gotowa na poniesienie ryzyka i stratę pieniędzy. To oznacza, że musi przygotować poduszkę finansową, która w przypadku jakiegoś niepomyślnego zbiegu okoliczności pozwoli pokryć nieprzewidywane koszty i przeżyć.

Czyli jeżeli planujemy inwestycję w wysokości stu pięćdziesięciu tysięcy złotych, to ile powinniśmy mieć w zapasie?

Co najmniej drugie tyle.

Jakie inne cechy powinny wyróżniać przyszłego biznesmena?

Przedsiębiorca, który planuje zatrudnianie ludzi, musi umieć wziąć odpowiedzialność za nich i wobec nich. Musi wiedzieć, że ryzykuje nie tylko swoimi pieniędzmi, ale także ponosi odpowiedzialność za pracowników i wpływa na życie ich rodzin. Kolejna cecha to pracowitość. Nie można zakładać, że we własnej firmie będzie się pracowało osiem godzin, a później fajrant. To w ogólne nie wchodzi w rachubę. Oczywiście za jakiś czas, jak sobie w firmie wszystko poukłada i zorganizuje, to będzie mógł pojechać na kilkudniowe wakacje.

Na ile godzin pracy dziennie trzeba się przygotować?

Minimum dziesięć, dwanaście godzin, plus soboty, czasem niedziele i święta, co dla wielu osób nie jest możliwe. Zwłaszcza w przypadku kobiet, które mają małe dzieci.

Co jeszcze jest ważne przy rozpoczęciu biznesu?

Umiejętność liczenia. Szczególnie kosztów. To, że zatrudnimy księgową, nie załatwia tego tematu. Ona nie powie nam, co kupić i na co wydać pieniądze, o tym musimy sami decydować. Na koniec jeszcze jedna cecha, którą powinien mieć początkujący przedsiębiorca. Ktoś, kto zakłada firmę, musi mieć kompetencje cyfrowe. Niekoniecznie od razu być informatykiem, ale musi umieć wszystkie sprawy załatwić przez Internet. Począwszy od wysyłania pism, poprzez podpisywanie dokumentów i tak dalej. Bez tego nie podoła obowiązkom.

Jakiś czas temu usłyszałem od Pani, że łódzki rynek, w każdej branży, jest trudniejszy niż gdzie indziej. Dlaczego?

Rynek tworzą ludzie i ich zasoby. Kiedy ludzie są bogatsi, to i rynek jest łatwiejszy. Łódź zawsze była bardzo biednym rynkiem. Tu trudniej jest sprzedawać usługi i towary, szczególnie wysokiej jakości. To się zmienia, ale bardzo wolno. Gdybym miała dziś przenosić firmę i wyprowadzać się z Łodzi, to wybrałabym Warszawę albo Kraków. W Krakowie ludzie chętniej sięgają po usługi wysokiej jakości, z kolei w Warszawie jest zdecydowanie więcej pieniędzy na rynku niż w Łodzi. I to nie dwa czy cztery razy więcej. Dużo więcej! Tam się sprzeda wszystko.

Działa Pani w wielu organizacjach gospodarczych i społecznych. Niektórymi z nich współzarządza. Co daje taka aktywność?

Sama się nad tym zastanawiam. Aktywnie zaczęłam uczestniczyć w życiu organizacji okołobiznesowych dlatego, że zaczęłam organizować duże wydarzenia związane z edukacją. Choćby takie jak „Dni uczenia się dorosłych”, inicjatywa znana w całej Polsce. Pojawiali się na nich przedsiębiorcy, którzy widząc moją chęć działania, energię i skuteczność, zaczęli mnie zapraszać do swoich organizacji. Co mi to daje? Pewnie w jakimś sensie zaspokaja moją potrzebę działania. Na pewno ważny jest wpływ na podejmowane tam decyzje, które z kolei wpływają na decyzje podejmowane przez decydentów politycznych. Pojedynczy przedsiębiorca, to pyłek, który łatwo zdmuchnąć. Jednak organizacji, w której jest czterystu czy pięciuset przedsiębiorców, nikt nie zlekceważy. Wręcz przeciwnie, to często władzy zależy na dobrych relacjach z takimi organizacjami. Poza tym one ułatwiają nawiązywanie relacji, które często pomagają w prowadzeniu biznesu. Można skorzystać z rekomendacji, znaleźć wspólnika czy też skorzystać z organizowanych szkoleń. W moim przypadku zaowocowało to również tym, że stałam się osobą rozpoznawalną, dzięki czemu już trzecią kadencję jestem radną Sejmiku Województwa Łódzkiego.

W 1993 roku powstało najpierw First Certificate Preparation Centre, później British Centre, czyli szkoła językowa, którą prowadzi pani już 30 lat. Ile osób nauczyła pani angielskiego?

Tak, zmiana nazwy wynikała z potrzeby wyjścia poza ramy egzaminu First Certificate. Zaczęliśmy od około 170 słuchaczy na starcie, a potem ta liczba szła w tysiące! Próbowaliśmy to kiedyś policzyć, wykorzystując dostępne statystyki. Regularnie wypełniamy ankiety, z których później robi się rankingi firm szkoleniowych i szkół językowych. Rynek ten analizuje Warsaw Journal i Gazeta Finansowa, które zbierają dostępne dane. Kiedy zaczęliśmy liczyć, wyszło nam, że może to być nawet pięćdziesiąt dwa tysiące słuchaczy.

Imponujące!

Oczywiście liczymy w tym własnych uczniów, a także słuchaczy, których uczyliśmy jako podwykonawcy. Przy okazji pochwalę się, że w tych rankingach, po odjęciu szkół warszawskich, British Centre zajmowało przeważnie drugie, w niektórych latach trzecie miejsce w Polsce. Z warszawskimi ósme, dziesiąte

Jest jeszcze jakaś inna szkoła językowa z takim stażem?

Szkoła językowa czy firma z branży edukacyjnej, która przeżywa trzydzieści lat, to jest ewenement. W Łodzi nie znam drugiej takiej funkcjonującej w niezmienionej formie. Myślę, że nam udaje się tak długo działać, ponieważ oprócz tego, że znam się na metodyce nauczania, to potrafię łączyć to z ekonomią i finansami. Te dwie profesje pozwalają mi szerzej widzieć biznes i rynek usług edukacyjnych. Wiem, jakie decyzje są dobre dla firmy, więc nawet jeśli są niepopularne, to je podejmuję, ponieważ zdaję sobie sprawę z konsekwencji ich zaniechania.

Jakie decyzje? Co zaważyło na tym, że British Centre utrzymuje się na rynku od trzydziestu lat?

Na przykład zdecydowałam się wejść w projekty unijne. Była pierwsza dekada lat dwutysięcznych i początek naszej obecności w Unii Europejskiej. Nie mieliśmy żadnych doświadczeń w realizacji projektów, nie wiedzieliśmy, jak to się skończy, bo nie było punktu odniesienia. Byliśmy pierwszą szkołą językową w Łodzi, która aplikowała o środki unijne. Problemem były pieniądze, które wypłacano z wielkim opóźnieniem, czasem dopiero po zakończeniu projektu. Zaryzykowałam. Mieliśmy pecha, pieniędzy z Urzędu Marszałkowskiego nie było ponad pół roku, więc wzięłam wtedy wielki kredyt pod zastaw własnego domu. Musiałam przecież co miesiąc płacić pracownikom, których zatrudniałam. Oni z tego żyli, musiałam zapewnić im środki. Ostatecznie pieniądze przyszły, ale oczywiście odsetki to już był mój prywatny koszt. Niemniej jednak było to ciekawe doświadczenie.

Jakiś czas temu rozmawialiśmy o tym, że pandemia sprawiła zmianę podejścia do nauki języków i uczniowie wybierają kursy online. Czy to był chwilowy trend, czy pandemia rzeczywiście całkowicie zmieniła sposób nauczania języków?

Tak było. Podczas pandemii i zaraz po jej zakończeniu mieliśmy bardzo dużo kursów online. Natomiast w tym roku obserwujemy odwrót od tej formy nauki. Dziwi mnie to, ponieważ byłam przekonana, że ten trend się utrzyma. Oczywiście mamy ofertę na naukę zdalną na wszystkich poziomach, ale jednak takich grup na każdym poziomie jest mniej, widać zdecydowany powrót do kursów stacjonarnych.

To dla szkoły dobrze?

Nauka zdalna to dla każdej szkoły językowej doskonałe rozwiązanie ze względu na koszty – są bardziej przewidywalne. Prowadząc naukę stacjonarną, trzeba płacić za wynajęcie sal, a to się wiąże z nieuchronnymi podwyżkami. Nie wiem, co będzie po nowym roku, czy ceny energii wystrzelą, tak jak jest to zapowiadane. Jeżeli tak się stanie, to będziemy mieli problem.

Dlaczego?

Ponieważ zawarłam umowy ze słuchaczami na określoną kwotę i muszę ich dotrzymać. Wolałabym mieć same kursy zdalne, choć one też generują poważne koszty. Wynajęcie platformy online dla jednej grupy to jest prawie tysiąc złotych rocznie. Grupa u nas to cztery, pięć osób. Takich grup jest kilkadziesiąt, więc można sobie wyobrazić, jakie są to koszty.

Co British Centre ma do zaoferowania w nadchodzącym semestrze dla dużych i małych?

Zanim przejdę do oferty, chciałabym wspomnieć o naszej filozofii działania. Otóż zależy nam na jakości kształcenia, więc bardzo precyzyjnie kwalifikujemy zainteresowanych nauką do określonych grup. Nawet jeżeli w ramach jednego poziomu, powiedzmy poziomu B2 mamy bardziej i mniej zaawansowanych, to rozróżniamy to i dzielimy na poziom B2 i B2+. Robimy tak, żeby każdy uczestnik zajęć miał ten sam poziom na starcie. Wtedy prowadzimy wszystkich równo. Dzięki temu jest to naprawdę efektywna i skuteczna nauka. Na potwierdzenie wydajemy pisemną gwarancję skuteczności.

Słyszałem, że można się uczyć u was za darmo…?

Jest taka możliwość, to program „opłaca się polecać”. Otóż należy zachęcić do nauki u nas osiem osób i wtedy można skorzystać z nagrody, którą jest darmowy kurs. W podziękowaniu za rekomendacje.

Wszystko wiem, wróćmy zatem do oferty British Centre.

Zacznę może od dzieci, dla których mamy kursy według programu National Geographic Learning, opartego o wartości europejskie, zwracającego uwagę na to, że świat jest różnorodny. National Geographic ma doskonałe materiały i ciekawą platformę do pracy, więc dzieciaki nie zauważają nawet, że się uczą. Po prostu poznają świat! Kolejna rzecz, o której warto wspomnieć to system Odznaka+, w którym chodzi o rozwój kompetencji w małych porcjach. To innowacyjny system, który pozwala weryfikować osiągnięcia w formie mikrokompetencji. Chodzi o pokazanie efektu uczenia się. Za każdy ukończony etap nauki dostaje się cyfrową odznakę. Możliwość zestawiania ich w kolekcję i udostępniania w Internecie pozwala pokazać naszą wartość na rynku pracy. W tym roku rozpoczynamy także kurs angielskiego ukierunkowany na użytkowników mediów społecznościowych. Czyli dużo informacji o tym, jak one działają, na co trzeba zwracać uwagę w publikacjach oraz jakiego angielskiego najlepiej używać. Organizujemy także kursy branżowe, na przykład dla studentów kierunków politechnicznych i medycznych, którzy muszą znać słownictwo z tego zakresu. To hermetyczny angielski, którego znajomość jest niezbędna dla wszystkich, którzy planują pracę w międzynarodowych korporacjach.

Aktywnie uczestniczy Pani w akcjach propagujących uczenie się nawet w wieku dojrzałym. Warto się uczyć przez całe życie?

Pewnie. Sama jestem chodzącym przykładem osoby, która uczy się całe życie. Uczenie się jest potrzebne na różnych etapach życia, na każdym z innego powodu. Jestem już w takim wieku, że akurat teraz uczę się po to, żeby podtrzymać sprawność komórek mózgowych… Tak naprawdę jestem starszym wykładowcą w Uniwersytecie WSB Merito i choć zajęcia, które prowadzę, dotyczą kierunków praktycznych, to podbudowę teoretyczną muszę na bieżąco uzupełniać. Tyle się dzieje wokół nas, że nie sposób przestać się rozwijać, bo wtedy gwałtownie się cofamy.

A niektórzy mówią, że koniec studiów, to koniec nauki…

Nieprawda! Tego samego dnia, kiedy kończymy studia, należy zacząć się naprawdę uczyć. Studia otwierają horyzonty, ale nie przygotowują do konkretnego zawodu. Na przykład w korporacjach potrzebne są specjalizacje, a rzadko która uczelnia kształci specjalistów w określonych dziedzinach. Z kolei w średnich i małych firmach w cenie jest wielozadaniowość, a to wymaga poznania różnych specjalizacji. Poza tym co jakiś czas zmieniamy pracę z własnego wyboru, albo zostajemy do tego zmuszeni. Warto o tym pamiętać i być otwartym na to, że trzeba będzie się przekwalifikować, a tym samym nauczyć się czegoś nowego.

No ale na emeryturze to już nie ma sensu się uczyć?

Ale właśnie wtedy mamy najwięcej czasu na naukę. To jest ten moment, kiedy można realizować niespełnione marzenia. Na przykład nauczyć się szydełkowania, poprawić znajomość włoskiego, nauczyć się tańczyć. Poza tym w pewnym wieku trzeba po prostu zadbać o higienę psychiczną i aktywność umysłową.

No to teraz trochę o naszej Łodzi. Lubi Pani to miasto?

Bardzo, choć w moich relacjach z Łodzią jest tak, jak w relacjach rodziców i dzieci. Kocham Łódź bezwarunkowo, choć codziennie tysiąckroć pomstuję na nią. Cieszę się, że się zmienia, że pięknieje. Doceniam, że możemy spacerować po woonerfach i przeklinam, że na ulicy, którą kiedyś jechały dwa samochody, teraz zmieści się tylko jeden. Przeklinam wszystko to, co mi przeszkadza jako przedsiębiorcy, któremu brakuje czasu, żeby dojechać gdzieś środkami komunikacji miejskiej. Tym bardziej że ta komunikacja szwankuje. Kocham Łódź, jest to miłość trudna, ale bezwarunkowa. Tu się urodziłam, wychowałam, założyłam rodzinę, wychowałam dzieci i doczekałam wnucząt. To przecież moje miejsce na ziemi!

A jak ma Pani czas, to gdzie chodzi na spacery?

Hmmm… Trochę mnie rozbawiało to pytanie, więc żartobliwie odpowiem, że nie miewam takich dylematów, ponieważ nie mam na to czasu. W tym roku udało mi się wyrwać na kilka dni nad morze, dzięki czemu mogłam pobyć chwilę z wnukiem.

A ulubione restauracje, sklepy czy miejsca w Łodzi, do których prowadzi Pani swoich gości?

Lubię Manufakturę, głównie dlatego, że tam zawsze znajdę miejsce do zaparkowania. No i jest duży wybór wszystkiego. Można zrobić zakupy, usiąść w kawiarnianym ogródku, pójść do kina i nawet pospacerować.

Wielu przedsiębiorców, którzy zaczynali działalność na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, w czasie wielkiego przełomu, ma dziś problem z sukcesją. Ich dzieci nie palą się do przejmowania firmy po rodzicach. Dlaczego tak się dzieje?

Dlatego, że nie mamy wpływu na własne dzieci i na ich decyzje, to po pierwsze, a po drugie one doskonale wiedzą, jak ciężką pracą jest prowadzenie firmy i same nie chcą mieć takiego życia. Czasami, szczególnie w rodzinach, które mają kilkoro dzieci, problemem są trudności z wyborem sukcesora czy sukcesorki, bo jak powiedzieć kochanemu dziecku, że się nie nadaje…?

U Pani tego problemu nie ma?

Na szczęście nie. Mam dwoje dzieci. Syn wybrał zupełnie inną drogę zawodową, został informatykiem programistą i pracuje w korporacji. Z kolei córka rosła, obcując z firmą. Już jako małe dziecko pomagała w roznoszeniu ulotek, jako nastolatka przychodziła po szkole do jednego z naszych oddziałów i nadzorowała przebieg zajęć. Obsługiwała klientów, uczestniczyła we wszystkich akcjach promocyjnych, powoli obejmowała kolejne stanowiska i odpowiedzialności, więc dla niej to naturalne, że ma w firmie swoje miejsce, bo je sobie wypracowała. Proces sukcesyjny już trwa. Po raz pierwszy publicznie powiedziałam o tym w tym roku, odbierając nagrodę specjalną w konkursie Menedżer Roku Regionu Łódzkiego, a potwierdziłam 15 września, podczas uroczystej sesji, bo – jak na firmę branży usług rozwojowych przystało – świętowaliśmy 30-lecie w ramach współorganizowanej przez nas konferencji Lifelong Learning Forum, oczywiście poświęconej uczeniu się!

Rozmawiał: Robert Sakowski
Zdjęcia: Justyna Tomczak


BRITISH CENTRE
Łódź, al. Kościuszki 93
tel. 42 636 84 80, 42 630 20 48,
tel. +48 606 654 093, +48 505 968 994
e-mail: kosciuszki@british-centre.pl
Łódź, ul. Pomorska 140
tel. 42 678 64 44, +48 505 920 526,
e-mail: pomorska@british-centre.pl
Zgierz, pl. Kilińskiego 12
tel. 42 716 06 94, +48 606 699 250,
e-mail: zgierz@british-centre.pl
www.british-centre.pl