Kiedyś myślał, że ich nie ma. Teraz marzeń ma coraz więcej. Dużo czyta. Zrezygnował z grania w serialach – „Komisarzu Aleksie” i „Na dobre i na złe”. Przestał być pracoholikiem. Ireneusz Czop odpowiada Magdzie Maciejczyk.
W minionym roku…
bardzo dużo rzeczy przewartościowałem. Podjąłem poważne decyzje, dotyczące pracy w serialach. Przestałem grać w „Komisarzu Aleksie”, zrobiłem przerwę w „Na dobre i na złe”. Ale to nie było łatwe, bo zostawiłem pracę w miejscach, które są mi bliskie z uwagi na ludzi. Myślę, że wartościowe jest spotykanie się z osobami. Nie zawsze z samym tematem pracy. Musiałem wyjść z mojego pracoholizmu, przeniosłem go na inne zainteresowania. Od pół roku przygotowuję się do nowego projektu, o którym jeszcze nie mogę oficjalnie mówić. To duże wyzwanie. Nagle się okazuje, że muszę przeanalizować swoje myślenie o aktorstwie. Odpowiedzieć, co ono dla mnie znaczy. Czy to tylko przestrzeń bycia użytecznym dla ludzi, czy też w większej mierze przestrzeń mojego osobistego przeżycia różnych rzeczy.
Nigdy więcej …
nie powiem nigdy.
Komfortowo czuję się…
jak mam pasję, zajęcie, które ma sens. To przynosi mi wielką radość.
Ulubione zajęcie to…
poznawanie nowych rzeczy. Różnych. Od takich jak nowa książka czy rozmowa z drugim człowiekiem po nurkowanie, wspinanie się, strzelanie z łuku.
Idealny dzień…
zależy od przypływu inspiracji. Może być spędzany na czytaniu, graniu na tablecie, czasem pracy w ogrodzie. Mógłbym robić różne rzeczy.
Nie odbiorę telefonu…
bo śpię, jestem na czymś bardzo skupiony, pracuję, jestem z dziećmi.
Przez jeden dzień chciałbym…
być w Kosmosie.
Chętnie wracam…
do domu, do „moich ludzi” – żony Teresy, dzieci Michała i Mai, mamy, siostry, przyjaciół, znajomych. Myślę, że największą wartością w życiu jest drugi człowiek. Czasami jedna osoba, z którą spędza się tylko kilka godzin, zostaje w sercu i w głowie na tyle, że w myślach prowadzimy dialog przez lata.
Gdy patrzę w lustro…
widzę, że się zmieniam.
Mój ulubiony ciuch… … (śmiech).
Nie jestem stały w ciuchach.
Nie lubię w sobie…
całej litanii rzeczy.
Cofając czas…
nie chciałbym cofać czasu.
Czego się nie boję…
lubię się bać. Myślę, że strach ma w sobie coś absolutnie przepięknego. Boję się nierozróżniania lęku od strachu. Jeśli coś jest kompletnie wyimaginowane i bez kształtu, to budzi we mnie lęk. Jak zaczynam identyfikować, czego naprawdę się boję: ciemności, ciszy, dźwięku, wysokości, ludzi, łapię dystans i może przestaję się bać..
Lubię gdy…
Ona jest obok.
Zawsze podziwiam…
ludzi z pasją.
Autorytety…
miałem szczęście poznać ich wiele.
Ostatnio przeczytałem…
bardzo dużo. Z ciekawostek czytam ostatnio dużo o górach, przeczytałem i nagrałem audiobook Piotra Pustelnika „Ja, pustelnik”. Przeczytałem książkę „Kurtyka. Sztuka wolności”, napisaną przez Bernadette McDonald. Z innej półki mam znakomitą książkę „Filozofia Kaizen. Jak mały krok może zmienić Twoje życie”. Nie opuszczają mnie „Shantaram” oraz „Cień góry” autorstwa Gregory’ego Davida Robertsa.
Marzenia…
jest ich dużo. Kiedyś myślałem, że ich nie mam. Był moment bardzo poważnego wewnętrznego wypalenia, które polegało na tym, że wydawało mi się, że wszystko co zrobiłem doprowadziło mnie do sytuacji skrajnej pustki, chaosu. Teraz widzę, że mam coraz więcej marzeń. To poznawanie ciekawych ludzi, podróżowanie, uczenie się języków, przekraczanie własnej wewnętrznej trwogi przed rzeczami, których się nie zna. Żeby wystrugać fajny patyk i popływać w oceanie. To jedzenie dziwnych rzeczy, jak w pierwotnych plemionach i jednocześnie oglądanie drapaczy chmur w Szanghaju, Nowym Jorku, Tokio.