Witold Skrzydlewski stał się legendą jeszcze za życia. Ciężką pracą, mądrymi decyzjami i przy odrobinie szczęścia osiągnął sukces, o którym inni mogą tylko pomarzyć. Dziś otwiera w firmie H.SKRZYDLEWSKA nowy rozdział: zmienia organizację firmy i jej strukturę własnościową. Wszystko po to, żeby wyjść naprzeciw oczekiwaniom klientów i trendom rynkowym.
Firma H.Skrzydlewska to obecnie największa w Polsce sieć kwiaciarni i biur pogrzebowych. Jak się Panu udało stworzyć w Łodzi firmę, która od wielu lat wyznacza trendy w branży kwiatowej i pogrzebowej?
Byłbym bardzo nieuczciwy i rodzina by mi tego nie wybaczyła, gdybym wszystkie zasługi związane z powstaniem firmy i jej działalnością przypisał sobie. Powstanie firmy to przede wszystkim zasługa mojej mamy, Heleny Skrzydlewskiej. To jej determinacja i przekonanie o tym, żeby postawić na uprawę i handel kwiatami pozwoliły stworzyć firmę, która dziś nosi jej imię. Od najmłodszych lat uczestniczyłem w życiu firmy i kiedy w latach osiemdziesiątych wszedłem do rodzinnego biznesu i zacząłem pomagać mamie, było już na czym budować.
No i zbudował Pan giganta kwiatowo-pogrzebowego… Gdyby miał Pan wymienić trzy główne czynniki, które pozwoliły osiągnąć rynkowy sukces, to co by to było?
Sukces w biznesie nie jest możliwy bez ciężkiej pracy. Od kilkudziesięciu lat codziennie wstaję przed piątą rano. Nie dlatego, że cierpię na bezsenność, ale po to, żeby wszystkiego dopilnować. Po drugie, sukcesu w biznesie nie osiągnie ten, kto nie potrafi podejmować decyzji. Najlepiej dobrych decyzji, we właściwym czasie i miejscu. Warto jednak pamiętać, że bywają też złe, ale to dzięki nim uczymy się minimalizować ryzyko. No i po trzecie, odrobina szczęścia. Bez niego ciężko nie tylko osiągnąć sukces, ale też mieć fajne życie.
Mówią, że szczęście sprzyja lepszym…
Ja bym do tego dodał, że sprzyja też odważnym i pracowitym.
Firma wciąż inwestuje w nowe projekty i zwiększa swoją wartość. W najbliższym czasie planuje Pan otworzyć nowe kwiaciarnie i biura pogrzebowe?
Obecnie w Łodzi i okolicznych miejscowościach działa 16 naszych biur pogrzebowych i 41 kwiaciarni. Na rynku łódzkim mamy największy udział w rynku usług pogrzebowych i sprzedaży kwiatów. To oczywiście przekłada się na wzrost wartości firmy, chociażby poprzez inwestycje w nowe nieruchomości czy flotę karawanów, ale nam nie tylko o taką wartość chodzi. W handlu i usługach różnicę robi skala – im większa sieć kwiaciarni, tym lepszy dostęp dla tych, którzy potrzebują kupić kwiaty. Podobnie z usługami pogrzebowymi. Już sam pogrzeb to dla każdego smutne i traumatyczne przeżycie. A jeżeli jeszcze trzeba szukać biura pogrzebowego, to emocje rosną. My zawsze jesteśmy w pobliżu i do dyspozycji, a nasi pracownicy zdejmują ciężar załatwienia tych smutnych spraw. Poza tym im więcej kwiatów sprzedajemy, tym lepsze ceny mamy u ich dostawców, a tym samym możemy proponować konkurencyjne ceny w kwiaciarniach. To samo z trumnami, urnami czy wieńcami.
Ta silna pozycja firmy H.Skrzydlewska na rynku usług kwiatowym i pogrzebowym to wyłącznie wynik tych wielu zrealizowanych inwestycji?
Przede wszystkim tego, dlatego wciąż inwestujemy w nowe kwiaciarnie i biura pogrzebowe, ale nie tylko. Silna pozycja to także wieloletnia tradycja, która za nami stoi i szeroka oferta usług. Warto też podkreślić, że dla klientów bardzo ważne przy podejmowaniu decyzji o skorzystaniu z naszych usług jest zaufanie i profesjonalna obsługa.
Wróćmy do pytania o nowe inwestycje. Jakie plany ma Pan na najbliższy czas w tym zakresie?
Wszystkich nie zdradzę, bo licho nie śpi.
Proszę zatem opowiedzieć o tych, które są w trakcie realizacji.
Trwa budowa drugiej naszej kwiaciarni w bezpośrednim sąsiedztwie Starego Cmentarza przy ulicy Ogrodowej w Łodzi. Wszystko odbywa się pod nadzorem konserwatora zabytków, bo to teren pod specjalną ochroną, ale inwestycja zmierza w dobrym kierunku. Również w Łodzi będziemy niebawem otwierać mały punkt z kwiatami przy ulicy Wysokiej, a także przygotowujemy się do budowy dużej kwiaciarni przy ulicy Traktorowej. Plany budowy już są, a na wiosnę ruszamy z pracami. W tym roku sfinalizowaliśmy zakup kamienicy przy ulicy Piotrkowskiej 194 w Łodzi, gdzie od lat działa nasza kwiaciarnia. Mamy ciekawy plan na zagospodarowanie całego budynku, ale jeszcze za wcześnie, by o tym mówić.
Dużo inwestycji, więc duże wydatki. Skąd firma bierze na to wszystko środki, zaciągacie kredyty?
Zawsze powtarzam, że nie lubię długów. Poza tym kredyty mają to do siebie, że trzeba je spłacać, a z powodu odsetek kosztują więcej, niż są warte na początku. Od czasu do czasu korzystamy z obrotowych, ale na inwestycje przeznaczamy własne pieniądze. Zresztą od samego początku stawialiśmy na rozwój firmy w oparciu o wypracowane środki własne. Nie posiłkujemy się też zagranicznym kapitałem, choć oczywiście cieszymy się dużym zainteresowaniem europejskich gigantów z branży funeralnej i kwiatowej. Od kilku lat regularnie odwiedzają nas ich przedstawiciele, ale nie jesteśmy zainteresowani. H.Skrzydlewska to firma polska i taką pozostanie.
Dlaczego zawsze podkreśla Pan fakt, że jest to łódzka firma, z polskim kapitałem i zbudowana za polskie pieniądze? To taka forma patriotyzmu, czy jest jakiś inny powód?
Patriotyzmu też, bo przecież nie mogę sprzeniewierzyć się przekonaniom moich rodziców, którzy podczas wojny działali w organizacjach niepodległościowych. Ja w ten sposób wyrażam swoje przywiązanie do Polski. Od początku jesteśmy firmą na wskroś polską z polskim kapitałem i nie zamierzamy tego zmieniać. Tu działamy i tu płacimy podatki. Poza tym do ostatniej posługi zmarły nie potrzebuje firmy z obcym kapitałem. A dlaczego podkreślam nasze łódzkie korzenie? Rodzina Skrzydlewskich stąd pochodzi. Zarzew to nasza kolebka z dziada pradziada. A tam, gdzie teraz jest remontowany wiadukt na Przybyszewskiego, był kiedyś nasz dom.
Na giełdę też nie zamierza Pan wprowadzać firmy?
Nie potrzebujemy wchodzić na giełdę, żeby rozwijać firmę za środki pozyskane ze sprzedaży akcji. Mamy pieniądze, a dzięki temu mogliśmy wybrać inną drogę rozwoju firmy. Obecnie firma jest w trakcie zmian związanych z organizacją i strukturą własnościową.
Dlaczego akurat teraz zdecydował się Pan na zmiany i na czym one polegają?
Na pytanie dlaczego teraz, odpowiem trochę żartem, a trochę serio: ponieważ młody już byłem. Dziś mam już ponad siedemdziesiąt dwa lata i choć jeszcze się nie czuję staro, to jednak uznałem, że przyszedł czas na zmiany, które pozwolą firmie na konsolidację, przekształcenia organizacyjne, a także wyjście naprzeciw oczekiwaniom klientów i trendom rynkowym. A jeżeli chodzi o sam zakres zmian, to są one zasadnicze. Dotychczas firma działa jako jednoosobowa działalność gospodarcza. Obecnie jesteśmy w trakcie przekształcania jej w spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością, w której będzie trzech udziałowców: ja, mój syn i jeszcze jedna osoba. W ten sposób znika problem sukcesji, który od jakiegoś czasu starałem się rozwiązać. Dziś mamy spójny plan jak sobie z tym tematem poradzić, a z początkiem tego roku zaczęliśmy wdrażać go w życie. Za kilkanaście miesięcy to będzie już inna firma, zarządzana przez odmłodzoną kadrę, ale już ze sporym doświadczeniem.
W takim razie kto dziś rządzi w firmie?
Prezes jest tylko jeden, a w firmie H.Skrzydlewska wciąż jestem nim ja. Mam jednak następcę, wdraża się w nowe obowiązki. Syn już dużo umie, ale wciąż wiele przed nim.
Ma Pan dwoje dzieci. Syn angażuje się w działalność firmy, a co z córką? Dla niej też jest miejsce w firmie?
Córka jest aktywnym politykiem. To jej wybór i doskonale wie, że polityki z biznesem łączyć nie należy. Może sobie na to pozwolić, bo jest niezależna finansowo i jeżeli kiedyś postanowi zrezygnować z polityki, to może mieć pewność, że firma o nią zadba. Zawsze jej powtarzałem, że pełniąc publiczne funkcje nie może patrzyć na swoje korzyści, a do polityki dla pieniędzy nie powinno się iść. Zresztą sam też tak postępuję. Byłem radnym miejskim przez trzy kadencje, ale wszystkie moje diety kazałem przeznaczyć na cele charytatywne.
Firma H.Skrzydlewska prowadzi szeroką działalność charytatywną, a także od lat wspiera łódzki speedway, sponsorując klub Orzeł Łódź. Skąd taka potrzeba?
Będąc dzieckiem, dobrze poznałem, czym jest bieda, potem mama mnie nauczyła, żeby zawsze z każdym trochę się podzielić, jak jest się czym dzielić, bo fortuna kołem się toczy. No to się dzielę. Z publicznych pieniędzy nie wziąłem złotówki. Mama zresztą też. Dostała kiedyś Nagrodę Miasta Łodzi, prawie 30 tysięcy złotych. Kazała mi dołożyć drugie tyle i przekazała całość na pomoc poparzonemu chłopcu. A żużel… Robię to dla córki, która kocha ten sport i dla łódzkich kibiców. No, ale to już temat na inną rozmowę.
Rozmawiał: Robert Sakowski
Zdjęcia: Paweł Keler