Biznes

Golf nie pozwala na samotność!

Golf nie pozwala na samotność!

O golfie, biznesie i życiu opowiadają Anna i Janusz Mikołajczyk, współwłaściciele firmy Mikomax, producenci kabin akustycznych, które podbiły świat, a prywatnie wielcy pasjonaci golfa. To dzięki nim Łódź ma od niedawna wyjątkowe centrum do treningu i gry w golfa.

 

Golf to sport dla ludzi bogatych i starych! Zgadzacie się Państwo z tym?

Janusz Mikołajczyk: Absolutnie nie! Nigdzie na świecie tak nie mówią o golfie. Taką łatkę ma tylko w Polsce. To sport popularny w każdej grupie wiekowej. Zresztą sam się Pan może przekonać, bo akurat gościmy w centrum kadrę polskich juniorów. Mają po piętnaście, szesnaście lat, niektórzy więcej, inni mniej.

To skąd się bierze taki pogląd?

Janusz Mikołajczyk: Golf to sport, który wymaga czasu. Kiedy się wchodzi na pełnowymiarowe pole golfowe, to na jego przejście trzeba zarezerwować sobie kilka godzin. A kto w Polsce ma dziś czas? Emeryci, więc idąc na skróty, przyjmuje się, że to sport dla starych ludzi, a to nieprawda.

Anna Mikołajczyk: Golf to sport dla wszystkich, którzy lubią rywalizację, a jednocześnie chcą spędzać czas ze znajomymi i rodziną. W Polsce wciąż mamy problem z dostępnością golfa. W Łodzi nie ma pola golfowego, najbliższe jest w okolicach Częstochowy albo pod Warszawą. A zatem, żeby zagrać, trzeba tam dojechać, a to też zajmuje czas i generuje koszty. W krajach bardziej zaprzyjaźnionych z golfem, w Wielkiej Brytanii, Czechach, Hiszpanii czy w krajach skandynawskich, dostępność do golfa jest powszechna. Są pola golfowe publiczne, gdzie można zagrać za niewielką kwotę, ale są też takie, na które wejście jest bardzo drogie.

Janusz Mikołajczyk: Popularność golfa w Polsce jest wciąż niewielka. Przyczyn pewnie jest wiele, ale jedna dość istotna. Mamy mało golfistów, którzy odnoszą sukcesy i którzy mogliby zainspirować młodzież do uprawiania tego sportu. Ostatnio pojawił się Adrian Meronk, który jest w światowej czołówce zawodowego golfa, więc może będzie takim wzorcem i sprawi, że młodzi ludzie zechcą poznać tę wyjątkową dyscyplinę. W Polsce przeznacza się ogromne pieniądze na piłkę nożną, buduje się wielkie stadiony, sieć małych boisk. I dobrze, ale warto też pomyśleć o golfie i infrastrukturze, który zachęci do uprawiania tego sportu.

Zacząłem od pytania o golfa nieprzypadkowo. Kilka miesięcy temu otworzyliście Państwo w Łodzi kompleks  City Golf Łódź, największe w tej części Europy centrum golfowe pod dachem. Skąd pomysł na taką działalność?

Janusz Mikołajczyk: Golf to nasza pasja i wielka miłość. Od wielu lat jesteśmy związani z Łodzią, tu prowadzimy biznes, tu mieszkamy i jakiś czas temu doszliśmy do wniosku, że spróbujemy rozpalić wśród łodzian zainteresowanie tym sportem. Chcieliśmy stworzyć w mieście takie miejsce, które będzie dostępne dla wszystkich. Biorąc pod uwagę, że w Polsce przez jakieś sześć, siedem miesięcy jest pogoda, która uniemożliwia grę na zewnątrz, zdecydowaliśmy się na ośrodek pod dachem. Natomiast oczywiście w planie jest dalszy rozwój.

Anna Mikołajczyk: Warto podkreślić, że City Golf Łódź jest miejscem, do którego zapraszamy wszystkich – golfistów, którzy chcą potrenować przed sezonem, ale też amatorów. Wspomnieliśmy, że gra w golfa wymaga czasu. Do nas można wpaść na godzinę, półtorej i fantastycznie spędzić czas. Posmakować tego sportu, poznać go i nauczyć się podstaw. Można samemu, ale można ze znajomymi, z rodziną.

Czyli zamiast do siłowni idziemy na golfa?

Janusz Mikołajczyk: Jak najbardziej. Zapewniam, że godzina ćwiczeń na dostępnych symulatorach czy na greenie może zmęczyć tak samo, jak przerzucanie ciężarów na siłowni.

Po adresem Elektronowa cztery w Łodzi na fanów golfa czekają cztery greeny ze sztuczną trawą, bunkrami  i pagórkami. Do  dyspozycji jest pięć symulatorów gry w golfa, na których można ćwiczyć uderzenia kijem lub zagrać rundę na wybranym polu golfowym, czyli wszystko, co potrzebne do nauki i gry w golfa. To wszystko musiało kosztować krocie…

Janusz Mikołajczyk: To prawda, ale do tej inwestycji podchodzimy, jak do misji i w tym przypadku nie działa zasada, że wkładam złotówkę, żeby zarobić dwie. Chodzi o to, żeby wokół centrum zbudować społeczność, która polubi golfa i będzie go promować, a przy okazji przyprowadzi do nas znajomych, z którymi spędzi tu swój wolny czas.

Anna Mikołajczyk: Tworząc to miejsce, chcieliśmy zrobić to dobrze, a dobrze nie oznacza tanio. Polacy są coraz bardziej wymagający, nie chcą bylejakości i sztampy. Potrzebują miejsc przyjaznych i estetycznych, w których będą się dobrze czuć, wiec dużą rolę odgrywa zespół, bo to ludzie tworzą atmosferę miejsca. Widzimy, że to działa. Przychodzą do nas osoby, które nie tylko chcą poćwiczyć czy zagrać w golfa, ale również tacy, którzy chcą się spotkać w fajnym miejscu, wypić kawę i porozmawiać.

Golf kojarzy nam się z indywidualnym sportem i samotnością na polu golfowym. Jednak od fanów tego sportu usłyszałem ostatnio, że to doskonały sposób na spędzanie czasu, robienie interesów, a także integrację rodzinną. Ile w tym prawdy?

Janusz Mikołajczyk: Z tą samotnością to duża przesada. Może bierze się stąd, że telewizja zwykle pokazuje turnieje profesjonalistów, skoncentrowanych na grze, a nie na miłym spędzaniu czasu. Natomiast w golfie amatorskim, tak jak sama gra, istotne jest też przebywanie z innymi, rozmowy, poznawanie nowych ludzi, nawiązywanie relacji.

Anna Mikołajczyk: Dodam, że podczas gry w golfa milczenie może być męczące, bo to sport bardzo towarzyski. Oczywiście podczas turnieju amatorów też obowiązuje dyscyplina, bo za nami idzie przecież kolejna grupa i rozgrywki nie można przeciągać w nieskończoność. Ale kiedy już zakończymy grę, to siadamy i rozmawiamy o tym, co się działo na polu i o innych sprawach i to jest ulubiony przez golfistów tak zwany 19 dołek.

Na przykład o biznesie?

Anna Mikołajczyk: To też, ale ja chciałbym zwrócić uwagę na coś innego. Otóż golf to świetny sposób na przełamywanie barier. W zachodnich korporacjach dość powszechne jest, że szef zabiera na golfa swoich pracowników. Na polu golfowym panuje zasada, że przechodzimy na ty, więc od razu następuje skrócenie dystansu. A podczas samej gry tworzą się takie relacje, których w biurze nigdy nie zbudujemy.

Janusz Mikołajczyk: Jeżeli chodzi o biznes, to trudno jest podczas gry rozmawiać o konkretach, ale można wtedy poznać takich ludzi biznesu, do których nie miałoby się bezpośredniego dostępu. Osoby, które grają w golfa charakteryzuje jeszcze jedno, otóż oni zawsze mają temat do rozmowy: golf! Nawet jeśli jeden gracz jest z Polski, a drugi z Ameryki czy Skandynawii. Na jakim polu ostatnio grałeś, na jakim będziesz grał, jaki masz handicap… W biznesie taki small talk to podstawa nawiązania relacji i przełamania barier, jeżeli takie są.

Państwo dużo czasu spędzają na grze w golfa?

Janusz Mikołajczyk: Teraz tyle ile możemy, ale na samym początku bywało różnie. Mnie pierwszego dopadł bakcyl golfa i tak mnie wzięło, że żona była pełna obaw o to, czy w moim życiu będzie jeszcze dla niej miejsce. Oczywiście było, jest i będzie, a od czasu, gdy golf stał się naszą wspólną pasją, wszystkim małżeństwom radzę, że jak jedno lubi grę w golfa, to najlepiej będzie, jak drugie też polubi. Odpadają wtedy na przykład problemy z wyborem miejsca na urlop. Dziś planując wolny czas, myślimy o tym z kim i na jakie pole pojedziemy.

Anna Mikołajczyk: Wychodzimy z hotelu rano, a wracamy po południu. Przyjemnie zmęczeni, bo za nami długi spacer na świeżym powietrzu, w świetnym towarzystwie. Golf męczy tak samo, jak inne dyscypliny, ale poniesiony wysiłek rozkłada się w czasie. Wiadomo, że na pełnowymiarowym polu trzeba pokonać dziesięć kilometrów i zrobić piętnaście tysięcy kroków, ale mamy na to kilka godzin, więc nie czujemy zmęczenia.

Janusz Mikołajczyk: To nie przypadek, że golfa wybiera wielu sportowców, którzy kończą karierę. Z polskich najbardziej znani to piłkarz Jerzy Dudek, hokeista Mariusz Czerkawski oraz żeglarz i medalista olimpijski Mateusz Kusznierewicz. Inni robią to równolegle, na przykład Gareth Bale doskonale radzi sobie na boisku piłkarskim i równie dobrze na polu golfowym. Tak samo wybitny tenisista Novak Djoković. Golf jest naprawdę sportem dla wszystkich i można go uprawiać niezależnie od wieku. Przy okazji pozwala zachować kondycję i zdrowie.

Macie swoje ulubione pole golfowe?

Janusz Mikołajczyk: Piękne pole jest w Częstochowie i lubimy tam bywać, ale najchętniej jeździmy na Warmię i Mazury. Tam jest wiele różnych możliwości spędzania wolnego czasu, ale jest też ciekawe pole w Naterkach.

Kiedy zaczęła się Państwa przygoda z golfem i w jaki sposób?

Janusz Mikołajczyk: Jakieś dwadzieścia lat temu. Mam sporo młodszego kuzyna, z którym grywałem w tenisa i zwykle przegrywałem. Miałem tego dość, więc postanowiłem zmienić dyscyplinę. Teraz kiedy chce ze mną zagrać, to proponuję mu grę w golfa. Mimo że jest ode mnie sporo młodszy, przegrywa.

To może być też wskazówka w biznesie – jak ci nie idzie, albo nie jesteś zadowolony z efektów, zmień coś, poszukaj sposobu, nowego rozwiązania…

Janusz Mikołajczyk: Z nami właśnie tak się stało. Firma Mikomax od ponad trzydziestu lat zajmuje się produkcją mebli biurowych. Z tego byliśmy znani, ale dziesięć lat temu postanowiliśmy zmienić dyscyplinę i postawić na kabiny akustyczne. Dzięki temu firma się kompletnie zmieniła i została drugim graczem na świecie w produkcji kabin. I to pod własną marką Hushoffice co warto podkreślić. Dziś jest to marka globalna.

Niedługo minie trzydzieści pięć lat od powstania firmy Mikomax. Osiągnęliście sukces, a ja jestem ciekawym, co sprawiło, że ten sukces był możliwy? Proponowane rozwiązania, jakość produkcji, wykorzystywane technologie, zaufanie klientów…?

Janusz Mikołajczyk: Odwaga w podejmowaniu decyzji. Można kończyć różne szkoły biznesu, nauczyć się księgowości, marketingu i innych potrzebnych kompetencji, ale przede wszystkim trzeba umieć podejmować decyzje. Na tym właśnie polega przedsiębiorczość. Wiedzieć, w którym momencie i mieć odwagę podjąć decyzję. Chyba każdy zastanawiał się nad tym, dlaczego jednemu się udało, a drugiemu nie. W swojej historii też mieliśmy wzloty i upadki, łącznie z pożarem, a w czasie kryzysu w 2008 roku staliśmy na progu upadku, ale się udało.

Ważna jest też determinacja, ciekawość i odrobina szczęścia. Szczęście choćby po to, żeby spotkać kogoś z pomysłem na swojej drodze, albo samemu wpaść na pomysł. Ciekawość do tego, żeby sprawdzić, czy to zadziała, a determinacji potrzebujemy wtedy, kiedy trzeba działać. Dopiero te wszystkie cechy razem czynią człowieka przedsiębiorcą.

Macie dwoje dzieci: córkę i syna, którzy również zajmują się biznesem. Sami tego chcieli, czy zrobili to za Państwa namową? Pytam o to, bo często firmy mają problem z sukcesją. Jak to przebiegło w Waszym przypadku?

Janusz Mikołajczyk: Kwestię sukcesji mamy w tej chwili rozwiązaną. Syn jest w zarządzie firmy, a córka z kolei założyła własny startup, mieszka we Włoszech, ale działa na polskim rynku i tu buduje swój biznes.

Przed kilkoma laty Mikomax poszerzył swoją ofertę o mobilne kabiny akustyczne do pracy w skupieniu, spotkań i rozmów telefonicznych. To doskonałe rozwiązania, z którego korzystają dziś największe korporacje. Ciekaw jestem, w jaki sposób wymyśla się takie rozwiązanie?

Janusz Mikołajczyk: Idąc na skróty, powiem, że to się mogło zdarzyć każdemu. Któregoś razu kolega architekt z Warszawy zapytał mnie, czy mógłbym zobaczyć specjalny mebel, który przygotował dla jednego ze swoich klientów. Zasugerował, że może byśmy go zaczęli produkować. Robiliśmy wtedy klasyczne meble biurowe, ale skoro kolega poprosił, więc pojechałem zobaczyć „to coś”. No i rzeczywiście były to kabiny, tylko otwarte i nie do końca akustyczne. Powiedziałem, że to raczej nie dla nas, ale okazało się, że niedługo po tym kolega dostał zamówienie na osiemdziesiąt takich kabin. Przyszedł z tym do nas, a my podjęliśmy decyzję o produkcji. Później pojawiło się kolejne zamówienie i następne. Można powiedzieć, że znaleźliśmy się we właściwym miejscu, we właściwym czasie i wykorzystaliśmy okazję. Stworzyliśmy startup w ramach własnej organizacji. Dziś jesteśmy jednym z dwóch liderów w produkcji kabin akustycznych. Przed nami jest fińska firma, a za nami cały peleton. Teraz tylko od nas zależy, czy ten peleton nas dogoni i wchłonie. To motywuje nas do pracy.

Co zdecydowało o sukcesie kabin akustycznych?

Janusz Mikołajczyk: Eksport. W Polsce akurat zaczął się boom biurowy. Potrzebne były do nich meble, a nie kabiny akustyczne. Były przecież sale konferencyjne. Ale na świecie kabiny okazały się hitem. Zaczęliśmy więc produkcję na eksport. Najpierw trzydzieści kabin w miesiącu, potem czterdzieści, pięćdziesiąt…

A dziś ile?

Janusz Mikołajczyk: Dziś sprzedajemy ponad tysiąc kabin miesięcznie. Są w prawie siedemdziesięciu krajach. Mamy nawet specjalny sposób pakowania do kontenera, żeby zmieściła się ich określona liczba.

Co sprawiło, że wasze kabiny odniosły taki sukces?

Janusz Mikołajczyk: Po pierwsze ich jakość. Wbrew pozorom to nie jest prosty produkt, szczególnie jeżeli sprzedaje się go na odległość. Proszę sobie wyobrazić, że wysyłamy kontener z kabinami z naszej kolekcji HushOffice do Nowej Zelandii. Najważniejsza w takich kabinach jest akustyka. Jeżeli pojawi się jakiś defekt, to mebel jest bezużyteczny. Jedna drobna niedokładność może sprawić reklamację. A po drugie skala eksportu. Kabiny są dość drogie w produkcji i gdybyśmy mieli sprzedawać ich w miesiącu kilkadziesiąt, to nie byłby opłacalny interes. W tym przypadku skalowanie jest kluczowe. Trzeba po prostu zmierzyć się z całym światem. I dlatego jeżeli ktoś do mnie przychodzi i mówi, że ma pomysł na produkt, to wtedy pytam, gdzie to będzie sprzedawane? Europa to minimum, a najlepiej globalnie.

Było o golfie i biznesie, to teraz może trochę o życiu prywatnym. Poznaliście się Państwo w trakcie studiów, w połowie lat 70. Niedługo później wzięliście ślub i od tamtego czasu wspólnie idziecie przez życie. Proszę zdradzić sposób na udany związek.

Anna Mikołajczyk: To taka mieszanka różnych cech. Trzeba mieć dla siebie trochę cierpliwości i zrozumienia, ale to niestety przychodzi dopiero z wiekiem. Wcześniej ważne jest wzajemne spełnianie oczekiwań i szukanie tego, co łączy. Wszystkiego w życiu nie można mieć, bierzmy zatem od życia to, co wziąć możemy. Na dodatek my pracujemy od zawsze w jednej firmie. W takiej sytuacji trzeba znaleźć swoje miejsce i uzupełniać się, a nie wchodzić sobie w paradę. Wszystko gmatwa się jeszcze bardziej, gdy do firmy wchodzą dorosłe dzieci i każde ma swoje wizje i najlepiej wie, jak to ma działać. U nas podzieliliśmy się w ten sposób, że mąż miał wolną rękę do wszelkich decyzji inwestycyjnych i produkcyjnych, ja zajęłam się marketingiem. I choć powszechna jest opinia, że żona prezesa zajmuje się w firmie marketingiem, bo niby czym innym ma się zajmować, to ja nigdy nie miałam z tym problemu. Wiem, ile wniosłam do firmy, zajmując się stroną estetyczną mebli i kabin, brandingiem firmy, komunikacją czy współpracą z projektantami. Ważne jest też, żeby ludzie, którzy razem prowadzą biznes, mieli pomysł na drugą część życia, kiedy zamkną już rozdział życia zawodowego. Właśnie wtedy warto mieć wspólne pasje.

Janusz Mikołajczyk: Oczywiście są różne pasje, ale my wybraliśmy golfa, jak pewien Australijczyk, o którym zawsze opowiadam. Nawet kiedy był już po dziewięćdziesiątce, to przychodził do klubu golfowego. Trochę pograł, ale przede wszystkim był z ludźmi. Oczywiście można spędzić kawał życia kopiąc grządki w ogródku, ale tam jest się samemu, a w klubie zawsze można spotkać znajomych. Krótko mówiąc, golf nie pozwala na samotność.

Zaczęliśmy naszą rozmowę od golfa, więc nim ją zakończmy. Robicie Państwo bardzo dużo, żeby popularyzować ten sport. Ale czy będzie on kiedyś tak popularny, jak na przykład w Ameryce?

Janusz Mikołajczyk: Wszyscy, z którymi na ten temat rozmawiamy, zawsze mówią to samo – w miastach musi powstać więcej małych pól golfowych i takich miejsc, jak City Golf Łódź. Chodzi o to, żeby ci, którzy nie grają, mieli odwagę zacząć i miejsce, w którym mogą to zrobić. Na duże pole golfowe nie wejdą, to zresztą nie jest miejsce na naukę, ale u nas mogą odkryć swoją nową pasję.

Łódź będzie miała swoje pole golfowe w najbliższym czasie?

Janusz Mikołajczyk: Z tym pytaniem to proszę do wróżki. Nam się wydaje, że prawie milionowa aglomeracja powinna je mieć i pewnie za jakiś czas powstanie. Myślimy o tym i szukamy odpowiedniego terenu. Chcielibyśmy zrobić w Łodzi najlepszy ośrodek treningowy golfa w Polsce. Nie chodzi o pełnowymiarowe pole, do którego trzeba kilkadziesiąt hektarów terenu. Już dziewięciodołkowe pole pozwala na organizowanie turniejów, ale również naukę i grę towarzyską. Chcemy stworzyć miejsce, które przyciągnie dużo osób, a szczególnie zależy nam na młodzieży. To ma być miejsce ogólnie dostępne. Warto podkreślić, że pole golfowe również w znaczący sposób przyciąga inwestorów i podnosi atrakcyjność inwestycyjną miasta.

Rozmawiał: Robert Sakowski
Zdjęcia: Paweł Keler