To nagroda dla naszej całej rodziny… i dla dużych… i też dla dzieci – naszych codziennych małych bohaterów – mówi prezes Fundacji Dom w Łodzi Jolanta Bobińska, która została uhonorowana tytułem „Łodzianin Roku 2018”.
LIFE IN. Łódzkie: Gratuluję serdecznie tytułu „Łodzianin Roku 2018”. Jest Pani czwartą kobietą w historii tego plebiscytu. Miło odbiera się takie nagrody?
Jolanta Bobińska: Oczywiście i dziękuję wszystkim – tym, którzy mnie najpierw nominowali i tym, którzy oddali na mnie swój głos. To zaszczyt znaleźć się w gronie tak wspaniałych osób. Ale ta nagroda to wyróżnienie dla nas wszystkich, dla domu, dla wspaniałych ludzi, którzy go tworzą. Bo przecież wszystko, co udaje się osiągnąć, wszystkie sukcesy dzieci i domu są możliwe dzięki sercu, wiedzy i doświadczeniu wszystkich specjalistów, którzy tworzą to miejsce. Więc to nagroda dla naszej całej rodziny… i dla dużych… i też dla dzieci – naszych codziennych małych bohaterów.
Wróćmy na chwilę do początku. Jak zrodził się pomysł na fundację i stworzenie wyjątkowego domu dla chorych dzieci? Pamięta Pani ten moment?
Nigdy go nie zapomnę. Zobaczyłam drobnego malucha w wielkim kojcu, podłączonego do aparatury medycznej, otoczonego zabawkami. Cudowny blondynek z wielkimi oczami, w których było widać równie wielki smutek. Dawid miał niespełna rok i nie wiedział, co to dom. Rodzice zostawili go w szpitalu. Miał dysplazję oskrzelowo-płucną, problemy z sercem i oddychał za pomocą aparatury. Cierpiał na wiele wad związanych ze wcześniactwem. Nie mógł opuścić szpitala, nikt by nie zapewnił mu fachowej pomocy w domu dziecka. Patrzyłam na tego szkraba i myślałam o wszystkich zdrowych dzieciach, które mają ciepło i dom, o moim wnuku i o tych samotnych, chorych, opuszczonych maluchach. I wtedy zrodziła się we mnie myśl, że powinnam stworzyć dom dla takich dzieci. Duży dom z ogrodem.
Pamiętam, jak zaczynaliście i mocno trzymałam kciuki, żeby się udało, żeby ten jedyny dom dziecka dla dzieci chorych zawsze działał. Który to był rok?
Nasz dom, dla ciężko i przewlekle chorych i niepełnosprawnych dzieci, zaczął oficjalnie działać w 2007 roku. Założyłam, że mieszkać w nim będzie maksymalnie dziewięcioro dzieci, tak by każdemu można było poświęcić czas. Opiekują się nimi wspaniali ludzie – pielęgniarki, rehabilitanci, logopedzi, pedagodzy, psychologowie i wolontariusze. Wspomagają ich w rozwoju, tak, by miały szansę na w miarę normalne życie.
I szansę dostają. Ilu podopiecznych opuściło już dom?
Dwadzieścia jeden. Niektóre się usamodzielniły, inne mają już kochających rodziców. Dawid, od którego wszystko się zaczęło, mieszka we Włoszech i nawet bardzo upodobnił się do swojej włoskiej rodziny, blond czuprynę zastąpiły ciemne włosy. Mówi płynnie po angielsku, po włosku, gra w kosza, świetnie się rozwija. Przysyła zdjęcia i pozdrowienia. A nam serce się raduje. Nie tak dawno z przybraną mamą zamieszkała nasza Julcia, która spędziła u nas dziesięć lat. Nową mamę spotkała w naszym domu, pani Monika pomagała naszym podopiecznym jako wolontariuszka. Julka często nas odwiedza, bo potrzebuje intensywnej rehabilitacji, też urodziła się z szeregiem wad wrodzonych.
Czy udało się Pani zrealizować to, co na początku działania Fundacji Dom w Łodzi sobie założyła?
Pragnęłam, żeby to było miejsce przyjazne dzieciom, pełne miłości, troski, a jednocześnie intensywnej rehabilitacji, tak by dać im szansę na lepszą jakość życia, na fajną rodzinę, a w przyszłości na samodzielne funkcjonowanie. I to się udało. Nie zakładałam jedynie, że pójdziemy krok dalej i nie skupimy się tylko na opiece rehabilitacyjno-medycznej, ale stworzymy warunki do tego, by nasze dzieci mogły rozwijać swoje pasje i realizować marzenia. Julka, która porusza się na wózku, chciała tańczyć. Więc zrobiliśmy wszystko, by jej to umożliwić, wraz z grupą innych dzieci na wózkach, które przyjeżdżają do Łodzi z różnych miejscowości, raz w tygodniu tańczy, bawi się i realizuje marzenia. Wszystko można zorganizować, wystarczy tylko trochę dobrej woli i uporu. Nie tak dawno zrodził się kolejny pomysł. Zainspirowała nas nasza nowa podopieczna – czteromiesięczna Emilka z pełnoobjawowym zespołem FAS (Alkoholowy Zespół Płodowy). To nieuleczalna choroba, która powstaje, gdy matka pije alkohol w czasie ciąży. Dziecko urodzone z FAS ma m.in. krótszą górną wargę, opadające powieki i szeroko rozstawione oczy. Najważniejsze jednak jest to, że są to dzieci, które nie będą już mogły się tak szybko rozwijać fizycznie i intelektualnie jak ich rówieśnicy. Chciałabym, by fundacja otoczyła opieką rodziców, którzy mają takie dzieci i organizowała dla nich rehabilitację.
Czy łodzianie są ofiarnymi ludźmi, chętnie pomagają?
Nasza fundacja działa już od trzynastu lat. Bez pomocy łodzian trudno by nam było. Wiadomo, że wyzwań jest wiele. Opiekujemy się chorymi dziećmi. Liczymy na codzienną pomoc. I mamy bardzo dużą ilość wolontariuszy pochodzących z łódzkiego środowiska. Jeżdżą z dziećmi na dodatkowe zajęcia. Gdy gdzieś wyjeżdżamy, to też są z nami. Odrabiają z dziećmi lekcje. Są wspaniali. Od łodzian otrzymujemy również duże wsparcie finansowe. Możemy zawsze liczyć na mieszkańców Łodzi. Gdy organizujemy jakieś imprezy, jak choćby z okazji Dnia Dziecka, to przychodzą do nas łódzkie rodziny i bardzo dobrze się bawią.
Odwiedzają Was też gwiazdy?
Tak, to wielka frajda dla naszych dzieci i nas dorosłych również. Nasz dom to wyjątkowe miejsce, z dobrą, pozytywną energią i nasi goście chętnie do nas wracają. Tak było, chociażby z Olą Szwed, której nasze dzieci dosłownie skradły serca, bo wygraną z programu „Twoja twarz brzmi znajomo” przekazała na nasz dom. Proszę zerknąć za okno – prawda, że piękny mamy plac zabaw, to właśnie dzięki Oli. Jednak takie spotkania mają też wymiar terapeutyczny, dzieci zawsze chcą pokazać się z jak najlepszej strony, uczą się więc piosenek, które potem prezentują gościom. O takich wizytach jak wiadomo z reguły jest głośno i w świat idą wieści o Domu w Łodzi.
Czego teraz najbardziej potrzebujecie?
Zawsze dla nas najważniejsza jest rehabilitacja, a szczególnie wyjazdy rehabilitacyjne, podczas których naprawdę dużo udaje się wypracować. To jest nasz absolutny priorytet. Ale równie ważna jest możliwość realizacji marzeń naszych dzieci, by Julka nadal mogła tańczyć na wózku, a Marcin grać na bębnach. Wsparcie jest potrzebne w wielu dziedzinach. Wolontariusze bawią się z dzieciakami, pomagają w odrabianiu lekcji, rozwijaniu pasji, organizowaniu spacerów i dodatkowych wyjść. Wożą dzieci na zajęcia dodatkowe, czasem do szkoły, towarzyszą dzieciakom w czasie ich częstych pobytów w szpitalach. Wolontariusze pomagają też w organizowanych akcjach, zbiórkach, pomagają w remontach i sprzątaniu. Bardzo przydają się „złote rączki”, kierowcy czy osoby mające konkretne umiejętności: szycia, majsterkowania, malowania. I choć otrzymujemy dotację od miasta, to nie wystarcza ona na wszystkie nasze potrzeby. Dlatego stale potrzebujemy finansowego wsparcia i cieszymy się z każdej złotówki, którą otrzymujemy z 1 procenta.
Rozmawiała Beata Sakowska
Zdjęcie Fundacja Dom w Łodzi