Lato daje się we znaki…trzydzieści pięć stopni w cieniu, a ja wegetuję na próbach do naszej najnowszej produkcji – „Mężczyzna z różowym trójkątem”. To bardzo ważny dla mnie spektakl, społecznie potrzebny i mam świadomość tego, że tym razem nie chodzi tylko o sztukę, aktorskie fajerwerki, ale o „sprawę” i wsparcie społeczności LGBTQ+.
Tylko czemu ja to sobie wymyśliłem latem? Mój mózg ma aktualnie konsystencje puddingu, tekst „wchodzi” do głowy z trudem, zacząłem się zastanawiać, czy to nie moment, by zainwestować w prompter. Po kolejnym sezonie, w którym nasz niezależny teatr przetrwał, choć nie bez ofiar, w szalejącej inflacji, z trwającą wojną za naszą wschodnią granicą – wszystko wydaje się trochę nierzeczywiste.
Także to ciągłe zderzanie spraw małych, absorbujących mnie priorytetowo dotąd, a tych, które weryfikują wszystko. Zamknąłem się więc na sali prób z niewyobrażalnie ciężką, wręcz makabryczną historią bohatera – spowiedzią homoseksualisty z obozu koncentracyjnego, bo czuje, że właśnie teraz nie mogę być obojętny, a mój teatr powinien angażować się i nie być letnim.
Tylko głowa krzyczy „dość” i marzy, by na chwilę się wyłączyć, odpocząć, pożyć bez lęków – czy starczy na kredyt, czy firma będzie miała na pensje, etc… Zacząłem więc planować urlop i to mnie absolutnie wyczerpało. Dwa dni przeglądania ogłoszeń, ofert, szukania połączeń uświadomiły mi, że albo pojadę pod namiot w Bieszczady (ostatni raz spałem w namiocie 25 lat temu), albo wezmę kolejny kredyt, żebym odpoczął i miał siłę, żeby zachrzaniać przez kolejny rok, na spłatę pozostałych.
Nie kochani, nie użalam się, ot zwyczajnie uświadamiam sobie absurdalność sytuacji. Może jednak zrobię kurs mindfulness i nauczę się skupiać na tym, co jest i nieco wyciszę negatywne emocje? Zatem byle do premiery, potem do wyjazdu na urlop, potem do powrotu z niego i wtedy znów się Wam tu zamelduję. Nawet nie wiecie, jak bardzo nam wszystkim życzę, byśmy odpoczęli i nabrali do wszystkiego dystansu.