Kasia Malinowska

Spróbuję…

Lubię pisać. Lubię przelewać myśli na papier. Stukać rytmicznie w klawiaturę. Ustawiać zdania w szeregu. Poprawiać, przestawiać, dodawać, usuwać. I czytać wszystko od nowa. To ma swój przewidywalny, niezachwiany rytm, któremu z przyjemnością poddaję się od pierwszego słowa. Pisanie przychodzi mi z łatwością.

Noszę w sobie wiele interesujących tematów. Wszystkie cierpliwie czekają na swoją kolej. Są spokojne, bo wiedzą, że żadnego z nich nie pominę. Tylko czasami lekko zazdrosne o kolejność próbują zwrócić na siebie moją uwagę. Tak jakby chciały mi powiedzieć, że właśnie nadszedł ich moment.

Dziś jest zupełnie inaczej. Po raz pierwszy zamilkły. Ucichły. Wycofały się. Zrobiły miejsce, które stało się jedną wielką pustką. Pustką, której na ten moment nie potrafię niczym wypełnić. Próbowałam, ale nie umiem. Może to nie ten czasz. Dlatego postanawiam w niej pobyć. Tak po prostu. Bez planu, bez żadnych założeń, bez oczekiwań. Nie wypełniam jej słowami, bo żadne z nich nie wydaje mi się być właściwe. Wypełniam ją troską, uważnością, życzliwością i czułością.

Robię w niej miejsce dla wszystkich emocji, które sklejają się ze sobą niczym mocno zapleciony warkocz. Tak jakby się bały, że kiedy poluzują swój uścisk, rozpadną się na drobne kawałki. Każdego dnia odbijam się od bezsilności do nadziei, od złości do akceptacji, od smutku do radości, od milczenia do mówienia. Próbuję znaleźć w tym szalonym tańcu rytm i balans. Życiowej równowagi potrzebuję równie mocno jak powietrza. Oddycham. Świadomie, powoli, miarowo. To przynosi ulgę. To nic, że tylko na moment. Posklejam te momenty w jedną całość i otulę się nimi niczym mięciutkim kocem, który daje ciepło i przynosi ukojenie.

„Nie wdychaj gniewu do płuc” – napisała dr Eva Edith Eger. Cholernie to trudne, ale próbuję. Staram się również nie wdychać strachu, lęku i zwątpienia. To zbyt wiele dla mojego mocno już doświadczonego serca. Uczę się czuć spokój w czasach niepokoju. Trenuję w sobie siłę na wszystkie momenty bezsilności. Wzmacniam pewność siebie na kolejne niepewne dni. Kurczowo trzymam się najmniejszych radości i podnoszę wysoko głowę rozświetlając moje zielone oczy promieniami słońca. Właśnie to mi dziś służy. Spróbuję o tym pamiętać …