Łódź przyszłości? Będzie najfajniejszym miastem do życia w tej części Europy. Dobrze będą się w nim czuć i młodzi, i starsi.
Będziemy jeszcze bardziej dumni z naszego miasta, a moją rolą jest, żebyśmy nie byli Łodzią rozczarowani, lecz oczarowani – mówi Hanna Zdanowska, prezydent Łodzi.
LIFE IN. Łódzkie: Expo miało wypromować Łódź, a pieniądze z Expo pomóc miastu nadrobić zaległości infrastrukturalne, inwestycyjne i społeczne. Niewiele zabrakło do sukcesu. Co teraz z planowanymi działaniami? Skąd pieniądze na Nowe Centrum Łodzi, S14, tunel łączący łódzkie dworce?
Hanna Zdanowska: Nie musimy się martwić o inwestycje planowane z budżetu Łodzi, one na pewno zostaną zrealizowane. Nowe Centrum Łodzi wybuduje nie miasto, lecz prywatni inwestorzy. Już dziś otworzyła się Nowa Fabryczna, lada moment pracę rozpocznie mBank, buduje się Brama Miasta, działa Planetarium, za chwilę otworzymy Centrum Nauki i Techniki w EC1. Zaplanowaną sieć ulic będziemy realizować, bo przecież nie można dopuścić do tego, żeby Łódź się zakorkowała. Rewitalizacja Łodzi, to projekt, który był, jest i będzie realizowany, niezależnie od Expo.
Problemem mogą być inwestycje centralne, ale i w tym przypadku przyszłość widzę w pozytywnych barwach – oferty na budowę S14 zostały otwarte i są to oferty na kwoty niższe, niż zabezpieczone w budżecie, poza tym niedawno podpisana została umowa na budowę tunelu. Można zatem przyjąć, że na obie inwestycje znajdą się pieniądze w budżecie centralnym. Skomplikować może się budowa parkingów „park and ride”. Być może będziemy musieli poczekać na nie trochę dłużej niż planowaliśmy, i nie chodzi o to, że zabraknie pieniędzy, bo to nie są drogie inwestycje. W tym przypadku idzie o tereny. Bez specustawy, która przyśpieszyłaby zmiany własnościowe, będziemy negocjować zakup każdego metra kwadratowego. To znacznie wydłuży czas i może podnieść koszty tej inwestycji. A jeżeli chodzi o promocję, to jestem pewna, że praca, którą wykonaliśmy przy okazji starań o Expo zaprocentuje już niebawem. Chcąc wykorzystać aktywność, energię i potencjał łodzian, zaczęliśmy prace nad nowym projektem. Nie mogę zbyt wiele zdradzić, więc powiem tylko, że z 56 państwami, które zagłosowały za Łodzią zbudowaliśmy fantastyczne relacje, które zamierzamy utrzymać w bliższej i dalszej przyszłości.
Łódź się zmienia, przyznają to nawet najwięksi malkontenci i krytycy. Te zmiany najbardziej widać w inwestycjach. Ale stereotypy dotyczące Łodzi wciąż trzymają się mocno – miasto meneli, łódzkie niechlujstwo, łódzka mentalność piwożłopów… Co powinniśmy robić, żeby to zmienić?
Według mnie to jest ograniczony problem, który sprowadza się do kilku haseł powtarzanych w przestrzeni publicznej przez tych, którym nie zależy na naszym mieście. Proszę sobie przypomnieć te momenty, gdy Łodzi towarzyszył kontekst dzieci w beczkach i łowców skór. Dziś nikt już o tym nie mówi i coraz mniej osób pamięta. Dzisiejsza Łódź, to miasto, do którego bardziej pasują takie słowa, jak młodość, uśmiech, otwartość, potencjał, rozwój, nauka i wiele innych o pozytywnym wydźwięku. Jestem pewna, że za kilka lat o mieście meneli i podobnych sloganach nikt nie będzie pamiętał, a o Łodzi będzie się mówiło, że jest miastem, w którym warto mieszkać, pracować i żyć.
No właśnie, jaka będzie ta nasza Łódź przyszłości – miasto biurowe, targowe, kultury czy może nowoczesnych technologii i kreatywnych przemysłów?
Myślę, że wszystkie cechy, które pan wymienił, będą stanowić o nowym obliczu Łodzi – miasta pracującego, ale też miasta, które potrafi wypoczywać, korzystając z bogatej oferty kulturalnej, sportowej i targowej, miasta kreatywnego i poszukującego nowych rozwiązań, miasta oferującego przestrzeń biurową do pracy i takiego, w którym się dobrze żyje. Krótko mówiąc, będziemy najfajniejszym miastem do życia w tej części Europy. Dobrze będą się w nim czuć i młodzi, i starsi. Będziemy jeszcze bardziej dumni z naszego miasta, a moją rolą jest, żebyśmy nie byli Łodzią rozczarowani, lecz oczarowani.
Łódzka klasa średnia rozumiana jako osoby z wyższym wykształceniem, z wyższymi kompetencjami i aspiracjami, z grubszym portfelem – czy to już jest siła napędowa Łodzi, czy wciąż żyjemy w mieście robotniczym?
Z pełnym przekonaniem twierdzę, że dzisiejszą Łódź napędza klasa średnia. Ta zmiana charakteru miasta zaczęła się, gdy padł przemysł włókienniczy. Intensywnie zaczęła się wtedy rozwijać łódzka drobna przedsiębiorczość czyli fundament każdej klasy średniej. Ludzie nie mając znikąd pomocy brali sprawy w swoje ręce – zakładali małe biznesy produkcyjne, handlowe i usługowe, tworzyli miejsca pracy dla siebie i innych. Przez cały czas udoskonalali swoje firmy i zwiększali swoje kompetencje. Dzięki temu mieli na godne życie, ale i na edukację swoich dzieci. Proszę zwrócić uwagę na to, jak w Łodzi rośnie liczba osób z wyższym wykształceniem, ci ludzie też zasilają klasę średnią. Z roku na rok zwiększa się również poziom zamożności łodzian. Coraz więcej osób uczestniczy w wydarzeniach kulturalnych, odwiedza restauracje i kawiarnie, korzysta z prywatnej służby zdrowia. To się nie bierze nie wiadomo skąd, to nasza ciężka praca, determinacja, otwartość na zmianę i rozwój – czyli cechy wyróżniające klasę średnią, cechy współczesnych łodzian.
Gdy przyjeżdżają do Pani znajomi, którzy nie znają Łodzi, to gdzie ich Pani prowadzi, co pokazuje, czym się chwali?
Znajomi, których mam, znają Łódź doskonale i dziwi ich tylko to, jak szybko zmienia się na lepsze. Zazdroszczą nam. A z oficjalnymi gośćmi mam jeden problem – oni zwykle przyjeżdżają na krótko i nie sposób pokazać im wszystkiego. A Łódź, choć bez długiej historii, ma się czym pochwalić. Wszystkich zachwyca Księży Młyn z unikatową architekturą. Jeżeli do tego dołożymy Pałac Herbsta, spacer Kocim Szlakiem do Parku Źródliska i krótką wizytę w Filmówce, to proszę mi uwierzyć, że nie ma takich, na których nie zrobi to wrażenia. Lubię też zaglądać na łódzkie podwórka – niektóre z nich zaczynają wyglądać jak z bajki. Wiosną wszystkich ciągnę do Parku Klepacza, to miejsce, które pokochałam dawno temu i to uczucie zostało do dziś. O Pałacu Poznańskich, Manufakturze, łódzkich kamienicach i pałacach mogłabym opowiadać godzinami. Tak samo o EC1 i inwestycjach realizowanych w Nowym Centrum Łodzi – to miejsce już zaczyna przyciągać tysiące osób, a przecież będziemy tam realizować wiele nowych projektów.
A jest w Łodzi coś, czego Pani się wstydzi?
Wstydzę się tego, że w Łodzi nie jest czysto. I nie chodzi o odrapane kamienice, bo je z czasem wyremontujemy, tylko o brud na ulicach. I choć służby miejskie robią co mogą, aby utrzymać porządek, a ja ich do tego codziennie motywuję, to jednak niektórzy robią więcej, żeby im się nie udało. Nasza świadomość dbania o otoczenie rośnie, ale wciąż jeszcze jest niska. Jeszcze do niedawna wstydziłam się tego, jak niefrasobliwie podchodzimy do sprzątania po swoich pupilach. To udało się zmienić, ale potrzebowaliśmy na to czasu. Długo tłumaczyliśmy ludziom, że jak masz psa, to ze wszystkimi tego konsekwencjami. Myślę, że tak samo będzie z przekonaniem łodzian do tego, że po sobie też trzeba sprzątać. Wstydzę się też za łódzkie drogi, szczególnie, za te na obrzeżach miasta. Chciałabym mieć w Łodzi znacznie więcej wyremontowanych ulic niż jest teraz. Do tego się zobowiązałam siedem lat temu i chciałabym się z tego wywiązać, a łodzianie z centrum miasta i z przedmieść muszą mieć tak samo silne przekonanie, że mieszkają w fajnym mieście.
Łodzianki do dziś pamiętają Panią w czerwonym żakiecie, w którym w 2010 roku występowała Pani podczas kampanii wyborczej i inaugurowała swoją pierwszą prezydenturę. Później przekazała go Pani na aukcję i zrezygnowała z ubierania się w czerwień? Dlaczego?
To nie ja zrezygnowałam, to rynek za mnie zdecydował (śmiech). Zwykle wybieram ubrania w stonowanej kolorystyce, ale czasami mam ogromną ochotę założyć na siebie garnitur w ostrym kolorze, na przykład z czerwoną marynarką. Ale proszę mi uwierzyć – w sklepach, do których zaglądam, nie ma takich. Jakiś czas temu szukałam czegoś w żywych kolorach – jakiejś fajnej czerwonej, bordowej czy ostrozielonej marynarki. Każda kobieta ma czasami ochotę na odrobinę szaleństwa. Raz potrzebujemy mieć na sobie coś, co doda nam więcej energii, kiedy indziej coś, co pozwoli się wyciszyć albo ocieplić wizerunek. Szukałam, szukałam, ale nie znalazłam…
Ten czerwony żakiet sprzed siedmiu lat miał chyba jeszcze jeden cel – marketingowy. On Panią bardzo wyróżniał na tle pozostałych kandydatów, podkreślał Pani wyjątkowość. Mam rację?
Dwie kampanie wyborcze, w których kandydowałam na prezydenta Łodzi i miałam szczęście wygrać, wychodzą poza ówczesne standardy. W obu duży nacisk położony został na ubiór. W pierwszej występowałam w czerwonym żakiecie, cztery lata później w koszuli i dżinsach. Jestem pewna, że w przyszłym roku, a to będą już trzecie moje wybory na prezydenta Łodzi, ubranie też będzie miało znaczenie.
Jako frontwoman naszego miasta jest Pani też oceniana na podstawie ubrań, które nosi na co dzień. Jest to ocena pozytywna, bo jak mówią eksperci od mody – to co Pani nosi na sobie uzupełnia Panią, a nie przytłacza. Korzysta Pani z porad stylistek, czy zdaje się na własny gust?
Prezydenta nie stać na stylistkę, prezydent ubiera się sam (śmiech). A tak na serio, ostatni raz korzystałam z porad stylistki ponad siedem lat temu. Sama się ubieram i staram się, aby ubranie mnie tylko uzupełniało, a nie dominowało i przytłaczało. Na co dzień noszę garnitury i bluzki w stonowanych kolorach. Wydaje mi się, że u każdego prezydenta najważniejsze powinno być to, co robi, co mówi i jaki jest. Ubrania powinny być tylko uzupełnieniem. One są ważne w show-biznesie – tam muszą przyciągać, intrygować, szokować swoją odmiennością. To przywilej tej części ludzkości.
Niektórzy politycy nie zgodziliby się z Panią. Lubią założyć coś, co ich wyróżnia…
Oczywiście, że tacy też są i ubierają się na przykład w kolorowe sweterki… To ich sprawa. Ja ubieram się w to, w czym czuję się dobrze i co mi nie przeszkadza sprawnie działać. Pracę zaczynam wcześnie rano, a kończę późnym wieczorem. Przez tych kilkanaście godzin muszę czuć się komfortowo. Zrezygnowałam ze spódnic i sukienek, bo chciałam w każdej sytuacji czuć się bezpiecznie – czasami muszę wspiąć się na drabinę, stanąć na balkonie, wejść po schodach…
…a na dole stoją fotoreporterzy i pstrykają zdjęcia, a kamery wszystko filmują.
Dokładnie tak. Dlatego starałam się znaleźć taki styl ubierania, który mogłam bez problemu dostosować do pełnionej funkcji i w którym, w każdej sytuacji, mogę czuć się pewnie i komfortowo.
Stylistki Pani nie ma, a krawcową?
Ja zawsze żartuję, że krawcowa wymaga czasu, a ja jestem bardzo zajętą osobą. A tak na poważnie, to bardzo chciałabym mieć osobę, która ma dostęp do dobrych materiałów i potrafi szyć eleganckie kostiumy. W Łodzi nikogo takiego nie znalazłam. Wiem o krawcach szyjących znakomite męskie garnitury. Zresztą już w kilku łódzkich sklepach z modą męską są krawcy, u których można zamówić garnitur na miarę i według własnego pomysłu. Damskich mamy jednak jak na lekarstwo.
To gdzie się Pani ubiera?
Mam dwa ulubione sklepy, a zarazem dwie marki ubraniowe. Oczywiście, nie będę ich reklamować. I kiedy już tam trafię, to przymierzam wszystko z kolekcji, a kupuję to, co w danym momencie jest mi potrzebne do uzupełnienia garderoby. I zawsze mam pewność, że cokolwiek wezmę w swoim rozmiarze, to będzie pasowało. Te sklepy to outlety – żeby nie było wątpliwości. Poluję na okazje.
No to jeszcze muszę zapytać o ulubionego fryzjera – ma Pani takiego?
Mam, od ponad siedmiu lat chodzę do salonu „Hirka”, a czesze mnie Sławek Workert. Zwykle ja wyznaczam tylko długość włosów, całą resztą zajmuje się fryzjer.
Gdyby chciała Pani zachęcić osoby, które nigdy jeszcze w Łodzi nie były, to jak w kilku zdaniach zareklamowałaby Pani nasze miasto?
Jeżeli chcielibyście zobaczyć coś, czego do tej pory nie widzieliście i czego gdzie indziej nie zobaczycie, poczuć atmosferę dziewiętnastowiecznego, postindustrialnego miasta, które w niezmienionej formie zachowało się do dziś, to powinniście przyjechać do Łodzi. A jeżeli jeszcze chcecie znaleźć się wśród fajnych ludzi, znaleźć nowych przyjaciół i przez chwilę pożyć troszkę wolniej niż do tej pory, to do Łodzi przyjechać musicie.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał: Robert Sakowski