Monopolis

O sztuce i biznesie w cieniu Szekspira

O sztuce i biznesie w cieniu Szekspira

O nowym teatralnym projekcie Teatropolis, o kulturze potrzebnej do życia, a także o Szekspirze na nowo odkrywanym rozmawiamy z Andrzejem Sewerynem, wybitnym aktorem i Krzysztofem Witkowskim, wyjątkowym przedsiębiorcą.

 

Festiwal Sztuki Aktorskiej Teatropolis na Scenie Monopolis to nowe wydarzenie na kulturalnej mapie Łodzi. Odbędzie się w marcu przyszłego roku. Jak zrodził się pomysł na organizację festiwalu?

Krzysztof Witkowski: Pomysł zrodził się z naszych dyskusji o tym, co wspólnie możemy zrealizować. Z Andrzejem pracowaliśmy wcześniej przy projekcie Letnia Scena Monopolis, w ramach której wystawialiśmy sztuki w Parku Źródliska. Teraz poszukiwaliśmy nowej formuły na realizację kolejnego wspólnego przedsięwzięcia. I tak uznaliśmy, że festiwal mniejszych form teatralnych skupionych na aktorze będzie ciekawą ofertą na mapie wydarzeń kulturalnych Łodzi. Praca przy projekcie trwała kilka miesięcy i cieszę się, że Andrzej mimo realizacji tylu innych przedsięwzięć zdecydował się na kolejne u nas w Monopolis.

Andrzej Seweryn: Teatropolis to wydarzenie dedykowane przede wszystkim sztuce aktorskiej. Cieszę się, że to właśnie w Łodzi odbędzie się taki festiwal i będę mógł usiąść z młodszymi i starszymi kolegami i porozmawiać o aktorstwie, wymienić się opiniami na temat tego, jak się dziś analizuje scenę, operuje słowem i ciałem. Lubię dyskutować z aktorami, spierać się i tłumaczyć im rzeczywistość. To aktorstwu właśnie poświęcam swój czas już od 55 lat.

Festiwal potrwa trzy dni od 24 do 26 marca przyszłego roku i będą mogli w nim uczestniczyć miłośnicy teatru z całej Polski. Dlaczego właśnie w tym terminie?

Krzysztof Witkowski: Termin naszego festiwalu nie jest przypadkowy. 27 marca przypada Międzynarodowy Dzień Teatru i właśnie w ten sposób chcemy go uczcić. Jestem przekonany, że Teatropolis doskonale wpisze się w kulturalny krajobraz Monopolis, Łodzi i Polski, a dla gości odwiedzających Scenę Monopolis będzie uzupełnieniem dotychczasowej oferty teatralnej, muzycznej i kulturalnej.

Andrzej Seweryn: Chciałbym podziękować Krzysztofowi Witkowskiemu za to, że będziemy mogli zrealizować ten projekt właśnie tu w Monopolis. Miejscu, które ma swoją historię, które cały czas się zmienia i które zostało poświęcone również sztuce. W dzisiejszych czasach niezwykłe jest to, że człowiek, który przede wszystkim zajmuje się biznesem, znajduje również czas na to, by angażować się w życie społeczne miasta, pomagać potrzebującym dzieciom i wspierać twórców.

Właśnie o związki biznesu ze sztuką chciałbym panów zapytać. Czy kultura się komercjalizuje, czy artyści tworzą pod presją pieniędzy, czy sztukę zdominowali sponsorzy, finanse i biznes? Czy o kulturze decydują pozycje w Excelu?

Andrzej Seweryn: Przyznam, że to bardzo ciekawe pytanie. W Polsce działalność kultury w dużej mierze finansowana jest przez państwo i samorządy. Podobnie we Francji państwo utrzymuje teatry we wszystkich wielkich miastach. Jednak twórcy z wielu zakątków świata tego nie doświadczają i zazdroszczą nam. Teatry państwowe to nie jest zjawisko, które ma setki lat, ono rozpowszechniło się w formie, którą dziś znamy, dopiero w dwudziestym wieku, po drugiej wojnie światowej. Szczególnie w krajach tak zwanych socjalistycznych. Moim zdaniem to cenne zjawisko, o które należy dbać, mimo podejmowania czasem zawiłych prób wywierania wpływów politycznych na teatry i aktorów.
W tej relacji szczególne znaczenie mają cztery grupy. Po pierwsze władza, która nie powinna traktować przedstawień czy samego teatru jako zakładów przemysłowych, które muszą przynosić dochody. Po drugie artyści, którzy nie mogą myśleć tylko o sobie, o swoim ego i wydawać pieniądze podatnika nie zastanawiając się nad tym, że ich praca powinna służyć społeczeństwu i że pieniądz jest ważnym aspektem naszego życia. Po trzecie krytyka teatralna, która istnieje naprawdę na marginesie naszego życia, a która powinna odgrywać rolę edukacyjną i skupiać się na debacie o teatrze. Po czwarte publiczność, która decyduje o tym, czy pojawi się na danym przedstawieniu lub koncercie.
Ja nie uważam, że publiczność nie ma prawa chodzić na zawody żużlowe czy mecze piłkarskie. Naturalnie, że takie prawo ma, ale chyba warto byłoby, żeby rodacy zdali sobie sprawę, że jednak kultura ma dla nas, ale dla nich również ogromne znaczenie. Ja nie mówię o tym, żeby stawiano nam pomniki, obsypywano złotem, ale żeby dostrzeżono nas. Kiedy słyszę, że taksówkarz w Warszawie nie wie, gdzie jest Teatr Narodowy albo Teatr Polski, to jest mi po prostu smutno. Ja się nie dziwię kolegom czy koleżankom, że interesuje ich praca, która daje korzyści finansowe. Byłbym hipokrytą czy idiotą, gdybym to podważał, ale uważam, że trzeba w tym wszystkim zachować rozsądek. W komercjalizacji jest też coś pozytywnego, może bardziej w tym, że pieniądz odgrywa jeszcze większą rolę, ale to też czyni nas bardziej odpowiedzialnymi. Jeżeli gramy w teatrze prywatnym, w Monopolis, u Krystyny Jandy w teatrze Polonia czy Och-Teatrze, to musimy zdawać sobie sprawę z konieczności połączenia w naszym akcie twórczym dwóch aspektów – artystycznego i finansowego. Nie możemy robić przedstawień dla jednego widza. Gdyby Molier miał jednego widza na widowni, to miałby problem. I dzisiaj gramy w teatrach sztuki, które wypełniają sale po brzegi, ale są też takie, gdzie nigdy nie ma kompletu publiczności.

Dlaczego biznes wspiera sztukę? Jak to się ma do tabelek w Excelu?

Krzysztof Witkowski: Nie odpowiem za cały biznes, ale cieszę się, że żyjemy w rzeczywistości, w której teatry finansowane są z pieniędzy podatników. Mam jednak wrażenie, że czasami za bardzo uzależnione są od politycznych decydentów. Dlatego czasem brakuje mi tej społecznej odpowiedzialności biznesu, angażującej się na szerszą skalę w różnorakie działania artystyczne nie nastawione na zysk. Do wielu właścicieli i menedżerów przemawiają jedynie rubryki w Excelu – zainwestuj, a taki będziesz miał zysk. Gdyby polski biznes był bardziej otwarty na wspieranie działań kulturalnych, podnosząc jakość życia wokół nas, a nie tylko nastawiał się na owe zyski, mogłyby powstawać projekty, które znacznie poszerzałyby ofertę kulturalną. Dlatego w Virako od lat spoglądamy na życie nie tylko przez pryzmat Excela. Zarabiając realizujemy też pewne cele pozabiznesowe, które sobie określiliśmy ze wspólnikami. Nie żyjemy w oderwaniu od otoczenia, funkcjonujemy w tym mieście i chcemy, by jakość życia w Łodzi była na dobrym poziomie, z atrakcyjną ofertą kulturalną i artystyczną, stwarzającą przestrzeń do rozwoju. Nie samą pracą przecież człowiek żyje. Angażujemy się zatem w projekty z określoną wartością merytoryczną jak choćby już wspomniane spektakle w Parku Źródliska. One miały olbrzymią wartość kulturalną i społeczną, za darmo obejrzało je ponad sześć tysięcy łodzian.

A czy ta sztuka przez duże S, jak chociażby dzieła Szekspira są bardziej potrzebne człowiekowi do życia, czy aktorowi po to, by wyżyć się aktorsko, pokazać się w nowej odsłonie?

Andrzej Seweryn: To drugie to oczywiste. I naturalnie jest to, że ktoś może istnieć bez Szekspira. Zacytuję tutaj Lear’a „Najuboższy żebrak ma jakiś zbędny śmieć, który go znosi nad nędzny poziom niezbywalnych potrzeb. Dbaj tylko o to, by przeżyć, a życie staje się tanie jak życie bydlęcia”. To jest wstrząsające zdanie i chciałbym, żeby od czasu do czasu ci, którzy dbają o to, żeby przeżyć, ale nie z powodu biedy tylko dlatego, że nic ich nie interesuje, zainteresowali się czymś innym, mianowicie sztuką.

Tworząc Scenę Monopolis chciał ją pan bardziej wykorzystać do promocji tego miejsca, czy raczej myślał o tym, że sztuka jest potrzebna każdemu?

Krzysztof Witkowski: W Monopolis dotykamy niejednokrotnie nie najprostszych tematów, ponieważ chcemy umożliwiać ludziom kontakt ze sztuką z najwyższego poziomu. Starannie konstruując nasze pomysły wokół promocji miejsca i tego, co tutaj robimy, staramy się przemycać – może to niefortunne słowo, ale chyba właściwe w tym kontekście – coś, co daje inne wartości, co dotyka poważnych tematów, które dzieją się wokół nas. Chcemy, by osoby, które odwiedzają Monopolis miały styczność nie tylko z tym, co popularne, lecz by obcowały z kulturą i sztuką wyjątkową. To dotyczy teatru, koncertów, malarstwa, grafik, czyli wszystkiego, co tutaj organizujemy.

Panie Andrzeju, bywa pan w Łodzi często, lubi pan nasze miasto?

Andrzej Seweryn: Naturalnie, jak można nie lubić Łodzi.

A czy oprócz Monopolis ma pan swoje ulubione miejsca?

Andrzej Seweryn: Wie pan, teraz tak myślę, że nigdy nie byłem w łódzkiej Filmówce. Może warto się tam wybrać. Lubię Piotrkowską i dobrze pamiętam stary Grand Hotel.

Łodzianie i nie tylko pamiętają pana za to doskonale z chyba najbardziej łódzkiego filmu, z „Ziemi Obiecanej”. Uwierzy pan, że nakręcono go czterdzieści siedem lat temu?

Andrzej Seweryn: Naprawdę to już tyle lat minęło? A wie pan, że niedawno ponownie obejrzałem fragment tego filmu i sprawił mi wiele radości. Szukałem materiałów do wieczoru wspomnień dedykowanemu świętej pamięci Wojciechowi Pszoniakowi, który zmarł w trakcie pandemii i na jego pogrzebie obecna mogła być jedyna garstka najbliższych. Ten wieczór w przyszłym roku zorganizuję w Teatrze Polskim.

Ostatnią filmową kreację w serialu „Królowa”, który mogliśmy oglądać na Netfliksie, wiele osób uważa za przełomową w pana twórczości.

Andrzej Seweryn: Młoda dziennikarka powiedziała mi, że wreszcie wchodzę w mainstream, ale pojęcie mainstreamu jest dość względne. Jeżeli ktoś mówi, że to jest jakiś przełom to oznacza, że nie zna moich prac, bo dla mnie równie przełomowym było zagranie Gombrowicza czy króla Lira, czy Beksińskiego w filmie „Ostatnia rodzina”. Ale cieszę się, że ta rola została tak przyjęta, była może zaskakująca dla niektórych, ale dla mnie było bardzo ważna, ponieważ miałem w trakcie i po zakończeniu filmu intensywny kontakt ze światem LGBT . Dużo mi to dało i jestem uradowany, że mogłem przyczynić się do budowania cegiełek w kwestii współistnienia tych, którzy mają, nazwijmy to delikatnie, sceptyczny stosunek do ludzi LGBT.

Porzućmy Netfliksa, powróćmy do Szekspira. Powiedział pan kiedyś: „Szekspir jest tajemnicą, współtworzył świat, w którym żyjemy, jednocześnie jest wychowawcą, nie ja nie jestem w stanie podejść do Szekspira z dystansem.” Ciągle odkrywa pan go na nowo?

Andrzej Seweryn: Rzeczywiście, wciąż odkrywam go na nowo. Szekspir nosi mnie na swoich ramionach od kilkudziesięciu lat, a ja jestem mu za to wdzięczny każdego dnia.

Nasza pierwsza rozmowa miała miejsce przed mundialem cztery lata temu, w nieco innych też okolicznościach. Pamiętam, spieszył się pan na zakupy, wspomniał, że idzie po piwo, bo dzisiaj mamy mecz. Teraz też ogląda pan mundial, kibicuje naszym?

Andrzej Seweryn: Muszę przyznać, że mam problem z oglądaniem tych mistrzostw. To co działo się przy budowie tych stadionów, to jak bardzo niedemokratycznym krajem jest Katar, to jak prześladuje różnych ludzi, bardzo mnie zasmuca, ale oczywiście nie mam na to żadnego wpływu. Oprócz takiego, żeby nie włączać telewizora. Naturalnie zobaczę mecze reprezentacji Polski starając się przy tym zapomnieć, gdzie to wszystko ma miejsce. Oczywiście stawiam na Polskę i chciałbym, żeby zagrali ładnie dla oka i tego im życzę.

Ponoć od niedawna pan morsuje. Informacja o tym stała się hitem w sieci.

Andrzej Seweryn: Tak spróbowałem. Córka mnie to tego namówiła. Byłem bardzo szczęśliwym i mam nadzieję, że będę kontynuować tę przygodę.

Rozmawiał Robert Sakowski
Zdjęcia Justyna Tomczak

 

Andrzej Seweryn: Kiedy słyszę, że taksówkarz w Warszawie nie wie, gdzie jest Teatr Narodowy albo Teatr Polski, to jest mi po prostu smutno.

Krzysztof Witkowski: Chcemy, by osoby, które odwiedzają Monopolis miały styczność nie tylko z tym, co popularne, lecz by obcowały z kulturą i sztuką wyjątkową.