Co łączy Jennifer Aniston i Sandrę Bullock z Martą Miśkiewicz, która w Gałkowie Małym tworzy lalki waldorfskie? Jej prace są zgodne z pedagogiką szkół waldorfskich, które ukończyły amerykańskie aktorki.
LIFE IN: Od roku tworzy Pani lalki waldorfskie, które wykonane są wyłącznie z naturalnych materiałów m.in. owczego runa. To dosyć nietypowy pomysł na własną działalność. Wcześniej też zajmowała się Pani pracą artystyczną?
Marta Miśkiewicz: Nie, studiowałam stosunki międzynarodowe. Potem wykładałam historię medycyny na Uniwersytecie Medycznym. Właściwie to było moje pierwsze przebranżowienie. Drugie, gdy postanowiłam założyć własną firmę i szyć lalki.
Co Panią do tego zmotywowało?
Zakład historii medycyny został zlikwidowany, akurat gdy byłam w ciąży. Nie miałam do czego wracać. Miałam rok przerwy na zastanowienie się nad tym, co chcę robić. Powrót na uniwersytet nie wchodził w grę, bo nie miałam ochoty zaczynać pracy w miejscu, którego nie znam. Nie miałam też przekonania do pracy biurowej, bo nie wyobrażałam sobie robienia tego samo przez osiem godzin dziennie.
Dlaczego wybrała Pani lalki?
Jak córcia była mała, zahaczyłam o wykroje lalek, żeby jej jakąś zrobić. Tak pierwszy raz zetknęłam się z lalkami waldorfskimi. W internecie szukałam bezpłatnych instrukcji, jak je zrobić, ale dochodzenie do tego samemu, jest bardzo trudne. Dlatego wzięłam udział w weekendowym szkoleniu w Warszawie u Agnieszki Nowak, która jako pierwsza w Polsce zaczęła szyć lalki waldorfskie. Najbardziej te lalki są popularne w Niemczech, skąd pochodzą.
Dokładnie ze Stuttgartu…
Tak powstała tam szkoła waldorfska. Założono ją dla dzieci pracowników jednej z fabryk (fabryki papierosów Waldorf-Astoria na początku XX w. – red.). Generalnie całe założenie pedagogiki waldorfskiej jest takie, by dzieci miały kontakt z naturą, a zabawki były proste i wykonane z naturalnych materiałów, jak bawełna czy owcze runko. Lalki mają bardzo uproszczony wyraz twarzy, tylko delikatnie zaznaczone są na niej oczy i buzia. Tradycyjne waldorfskie lalki w ogóle się nie uśmiechają, by dzieci rozwijały wyobraźnię i same odgrywały scenki, czyli pokazywały czy lalka jest smutna, czy zdenerwowana
A nie zawsze uśmiechnięta i zadowolona, jak Barbie…
Lalkę waldorfską można przytulić, bo jest miękka i cieplutka. Dzieci w niesamowity sposób na nie reagują, widzę to po mojej córce, która jest w stanie wziąć zupełnie nieobrobioną główkę, uśmiecha się do niej i przytula. To przewaga tych lalek nad innymi.
Ile córka ma lalek autorstwa swojej mamy?
Cztery.
Obstawiałam czterdzieści.
Staram się nie szaleć, córcia zwykle dostaje lalkę na urodziny, a w tym roku dopiero będzie miała trzecie. I tak próbuje podkradać każdą nową lalkę.
Czyli jedna lalka już jest nadprogramowa. Od czego zaczyna się tworzenie lalki waldorfskiej? Od pomysłu czy może przychodzi on w trakcie pracy?
W trakcie, chociaż czasem można zacząć z jakimś założeniem. Jeśli chcę zrobić dany typ włosów, to dobieram do nich kolor oczu. Czasem inspiracją jest dla mnie nowy materiał, który bardzo mi się podoba i chcę go wykorzystać. Czasem inspiracji poszukuję, przeglądając w internecie strony poświęcone dziecięcej modzie. A technika robienia lalki jest dosyć prosta, bo runo zwija się w kulkę, obkłada dodatkowo runem, wkłada w gazę opatrunkową w kształcie rękawa i zawiązuje sznurkiem tak by pozostawić lekkie wgłębienie oczu. Potem lalkę się obszywa i dorabia rączki oraz nóżki.
Nie trzeba wcześniej wykrajać formy?
Formę robi się dla każdej lalki z osobna. Zresztą, zależy ona od rozmiaru główki, bo to do niej dobiera się proporcje ciała. Założenie jest takie, by lalka przypominała dziecko w wieku 2-3 lat. Najmniejsze lalki, jakie robię, mają 20 cm. Jednak niektórzy robią mniejsze, na sznurkowych szkieletach i z drewnianymi stopkami, są prześliczne, akurat do domków dla lalek. Największe moje lalki mają około 30 -40 cm, czyli jest z nich „kawał baby” i jest już co przytulić. Uszycie lalki zajmuje półtora tygodnia, czasem dwa dni poświęcam na wykonanie samych włosów.
Kto najczęściej kupuje Pani lalki? Rodzice dzieciom czy koleżanki koleżankom?
Różnie się zdarzało, chyba najczęściej kupowane są dla dzieci, chociaż wśród klientów jest też sporo kolekcjonerów.