Kamil Maćkowiak

Lament czterdziestolatka

Pamiętam, jak w dzieciństwie oglądałem „Czterdziestolatka” – stary dziad, myślałem i współczułem mu, że właściwie stojąc już nad grobem musi użerać się z wiecznie niezadowoloną małżonką, synem w dziwnej peruce i kaszlącym fiatem 126p. Gdy rodzice obchodzili czterdziestkę, miałem 12 lat i pamiętam, że życzyłem im zdrowia, bo nie wyobrażałem sobie, że w tym wieku można oczekiwać czegoś więcej.

I oto jest…. Ten rok, w którym skończę 40 lat. Wydaje mi się to równie abstrakcyjne co tkanie gobelinów. Nigdy nie lubiłem dat-symboli: urodziny, Nowy Rok ….Z osobowością, która zawsze widzi „szklankę do połowy pustą” każdy pretekst do życiowych bilansów jest masochistyczną torturą. Nie otworzę wina (od kilku miesięcy podjąłem się wyzwania – rok bez żadnych używek oprócz kawy), nie zapalę papierosa (powód – jak wyżej) i nie zacznę się nad sobą użalać tak jak robiłem to dotychczas.

Poza tym od dekady chodzę na psychoterapię, wydałem na nią równowartość całkiem sporej kawalerki, więc czas przełamać schemat. Zatem bez papierosa, bez kieliszka, bez metaforycznego „gila do pasa”, przy wtórze smutnych piosenek z wczesnej młodości postanawiam wykorzystać ten
felieton i uroczyście się zobowiązać, że nim owa czterdziestka uderzy mnie w twarz, zrealizuję kilka latami odkładanych marzeń i celów: – zostanę magistrem – tak, to mój wstydliwy sekret.

Od drugiego roku miałem indywidualny tok studiów, a potem jakoś się „nie składało”. Zresztą dla mojego dziadka, absolwenta prawa, tytuł „magister sztuki” brzmiał podejrzanie, kto wie, może to mnie podprogowo naznaczyło – zrobię prawo jazdy – kolejny sekret. Co to za męski kryzys wieku średniego bez nowego auta! A po co auto jak ani nim jeździć, ani nawet nie ma go gdzie postawić. To też oszczędność, bo korporacje taksówkarskie zarobiły na mnie więcej niż terapeuci.

Schudnę – to leitmotiv mojej dorosłości, ale znowu na wadze wyskoczyły trzy cyferki. Zostanę seksoholikiem stulecia – spokojnie, tylko na scenie jako Klaus Kinski. Siedzę nad scenariuszem do tego monodramu już kilka lat, bardziej siedzę niż pracuję, więc czas sobie ustalić deadline. Reasumując – na swoją czterdziestkę jadę autem, nie taksówką, tuż przed premierą monodramu o Kinskim, 10 kilo chudszy, z dyplomem magistra na tylnym siedzeniu. A Was namawiam, żebyście mnie w grudniu z tego rozliczyli. l