„Najbardziej przerażającą rzeczą jest całkowita akceptacja samego siebie” twierdzi Carl Jung w swojej „Podróży na wschód”.
Przyglądając się światu dookoła, w jego chaosie i nadmiarze, coraz częściej pojawia się we mnie myśl, że spokoju osiągnąć to już się nie da. Skąd ta drastyczna i beznadziejna myśl? Zwyczajnie, cierpimy na nadmiar. Wszystkiego jest za dużo: produktów, ekspertów, muzyki, filmów, książek, spektakli, rozgłośni radiowych, platform cyfrowych itd. itp.
Wróćmy jednak do samoakceptacji. Maj uruchamia we mnie dążność do harmonii, do spokoju, do słodkiego funkcjonowania bez napięć – cudowna ułuda wywołana buchającą zewsząd zielenią. Współczesna psychologia zewsząd obiecuje, że jak zaakceptujesz w sobie wszystko, to będzie lepiej. Rozglądam się dookoła, patrzę na ludzi, rozmawiam z nimi… no i nie widzę, żeby było lepiej. Nie zauważam masowo szczęśliwszych ludzi. Raczej wszystko jest po staremu, wśród młodzieży nawet drastycznie gorzej. A podobno miało być lepiej, lżej, łatwiej.
Gdzie widzę zmiany? Tam, gdzie jest wysiłek, dążność, praca, systematyczność, konsekwencja, wreszcie pasja i radość. Wtedy często wraz z dobrą terapią widać progres. Nudne to, prawda? W dodatku – takie… wymagające. A wolimy nowe podejście i, mam wrażenie, że się tym doskonale oraz wzajemnie oszukujemy. Bo przecież zewsząd atakują nas informacje, że wszystko jest łatwe, bo łatwo być bogatym, pięknym i na zawsze młodym. Wystarczy mieć sprawne konto na IG (!), takie to jest proste.
Pomimo rozgrywających się wojen na świecie, w tym jednej blisko nas, nadal słodka nieważkość. Biznes musi się przecież kręcić, rozrywka stawać coraz głupsza. A w jakim stylu? Nikogo to już dziś nie obchodzi. Brak gustu lub podstawowych umiejętności nikogo dzisiaj nie dziwi. Narzekamy, machamy ręką i idziemy dalej. Obojętniejemy. Kobiety śpiewające jak małe dziewczynki i mężczyźni udający przedszkolaków – normalność.
Słowem uprawiamy słodką harmonię złudzeń, czyli coś, co niby jest, a wcale tego nie ma. Kto to dziś rozumie? Tylko ostatni Mohikanie. Garstka. Słowo „elita” dawno się zdewaluowało.