Biznes

Katarzyna Pastwa: Gdy kobieta spotyka kobietę

Katarzyna Pastwa: Gdy kobieta spotyka kobietę

Znajoma zapytała mnie ostatnio, czy znam łódzkie marki Vanilla Night&Day i OH!ZUZA. Nie znałam. Długo nie czekając, wybrałam się na spotkanie z Katarzyną Pastwą, założycielką obu marek.

Pomyślałam, że warto dowiedzieć się czegoś więcej na ich temat. Przejrzałam stronę i przyznam szczerze, że bardzo zainteresowała mnie tworzona przez firmę bielizna nocna – tak kobieca i zmysłowa – oraz ubrania do noszenia na co dzień. Lubię wygodę i swobodę, i to właśnie w nich dostrzegłam. Spotykamy się w szwalni i siedzibie firmy mieszczącej się w zrewitalizowanej fabryce przy ul. Struga w Łodzi, stolicy włókiennictwa. Tu każdego dnia 25-osobowy zespół tworzy zachwycającą kobiety na całym świecie sensualną bieliznę nocą i powstające w duchu slow fashion kolekcje OH!ZUZA. Zaglądam do szwalni. Muszę dotknąć materiałów – mięsistych dzianin, jedwabistej wiskozy czy delikatnych koronek, z których powstają rzeczy, porozmawiać choć przez chwilę z paniami siedzącymi przy maszynach. Z chęcią pokazują mi swoją pracę, widzę z jak wielką starannością, zszywają koronkę z wiskozą. Moją uwagę przykuwa pan na końcu hali. To krojczy, właśnie przygotowuje wykroje czarnych koronek. Kolejny wykrawa elementy z wiskozy. W sumie pracuje tu czterech krojczych, sami mężczyźni. Mają więcej siły, by dźwigać bale materiału. W rogu hali dwie panie pakują do różowych pudełek wyściełanych białą bibułką bieliznę. Zanim do nich trafi, przechodzi drobiazgową kontrolę. Szwalni nie opuści żadna rzecz, która miałaby choćby jedną wystającą nitkę. Czas na kawę i rozmowę. Siadamy w gabinecie Pani Katarzyny, z którego widok roztacza się na całą szwalnię. Tylu rzeczy jestem ciekawa, tyle pytań chciałabym zadać naraz.

Beata Sakowska: Zacznijmy może od początku. Jak zrodził się pomysł na rodzinną firmę produkującą bieliznę?

Katarzyna Pastwa: Z potrzeby chwili, ciekawości, kreatywności. Prowadziliśmy wspólnie z mężem hurtownię bielizny, przez wiele lat interes kręcił się znakomicie. Początkowo prowadził go mąż ze wspólniczką, ja pracowałam w banku. Z wykształcenia jestem matematykiem. Firma dynamicznie się rozwijała, potrzebne były ręce do pracy. Z przyjemnością porzuciłam posadę w banku i zajęłam się sprzedażą. Od tego momentu bacznie obserwowałam rynek modowy, bywałam na targach, rozmawiałam z ekspertami w branży. Coraz bardziej wciągał mnie świat bielizny nocnej, byłam ciekawa, jak powstają te piękne kolekcje, które widziałam za granicą. U nas królowały wówczas barchanowe piżamy, koszule nocne ze sztywnej bawełny. Przypomniałam sobie, jak będąc nastolatką, chętnie siadałam przy maszynie i szyłam sukienki z wykrojów z Burdy. I nadszedł taki moment, gdy prowadzenie hurtowni przestało być opłacalne. Pomyślałam wówczas, że los rzuca mi wyzwanie. Pięknej, zmysłowej bielizny nocnej praktycznie nie było w Polsce na rynku, za to coraz bardziej rosła świadomość konsumentek. Zaryzykowałam i tak firmę prowadzę już od 14 lat.

Sama Pani projektuje bieliznę nocną?

Początkowo projektowałam ją sama. Znałam branżę, wiedziałam jakich materiałów użyć, co z czym można połączyć, jakie panują trendy. Miałam dobre wyczucie, co do czego pasuje. Kiedy firma zaczęła się rozwijać, rozpoczęliśmy współpracę z projektantami z Akademii Sztuk Pięknych. Ale nadal sama też projektuję i ponoć od razu wiadomo, które wzory są moje (śmiech).

Od czego Pani zaczyna pracę nad danym modelem?

Od koronki, to charakterystyczny element wszystkich naszych kolekcji. Dotykam ją, oglądam, sprawdzam, jak się zachowuje przy cięciu, patrzę na wzór – czy jest bardziej sensualny, czy delikatny dla dojrzałej kobiety. I jak już wiem, z czym połączę tę koronkę, to siadam i rysuję dany model. Młodzi projektanci tworzą zupełnie inaczej – traktują koronkę jedynie jako uzupełnienie, a nie punkt wyjściowy do dalszej pracy.

Koronki kupuje Pani u rodzimych dostawców?

Niestety nie ma w Polsce koronek takiej jakości, jakich potrzebuję. Sprowadzam je głównie z Włoch i Francji. Za to wszystkie dziadziny zamawiamy z firmy produkującej w Pabianicach. Korzystamy wyłącznie z wysokiej jakości tkanin, dzianin i koronek. Nasze klientki ubieramy w zrównoważone materiały – bawełnę, wiskozę, jedwab, cupro oraz len. Wyznajemy zasadę, że ubranie ma dostarczać miłych doznań i komfortu, a przy tym być sensualne.

Bielizna nocna z łódzkiej szwalni podbiła zagraniczne rynki. Vanilla Night&Day obecnie dostępna jest na 22 rynkach, w tym: w Londynie, Paryżu, Rzymie, Szanghaju i Dubaju. Czy Polska to trudny rynek?

Nie ma różnicy, nasza bielizna nocna cieszy się dużym zainteresowaniem zarówno za granicą, jak i w kraju. W Polsce dostępna jest w ponad stu butikach, a na świecie zarówno butikach, jak i domach towarowych. Mamy też oczywiście własny sklep online, w którym wszystkie nasze modele dostępne są przez 24 godziny na dobę.

Który zagraniczny rynek jako pierwszy polubił kolekcje Vanilla Night&Day?

Pierwszym rynkiem, który nas polubił była Anglia. Tam bardzo cenią pracę rzemieślniczą połączoną z artyzmem, a nasze kolekcje to przecież małe działa sztuki, wykonane z dbałością o najdrobniejszy szew. Ostatnio pokochały nas klientki z Australii.

Czym Vanilla Night&Day różni się od innych marek w tym segmencie?

Nasze projekty powstają w duchu slow fashion. Przyświeca nam idea tworzenia ubrań dobrych jakościowo, o klasycznych fasonach, dzięki którym nasze klientki będą mogły cieszyć się nimi przez wiele lat. Kolekcje z naszą metką powstają z materiałów, których jakości jesteśmy pewni, bo zamawiamy je od sprawdzonych dostawców. Na każdej płaszczyźnie myślimy o ekologii i surowcach, dlatego woreczki, w które pakujemy zamówienia, powstają z fragmentów materiałów, jakie pozostają w procesie produkcji.

Czy łatwo przebić się marce slow fashion dbającej o każdy detal, w tym natłoku taniej masowej produkcji?

Na razie bardzo trudno, światem rządzą blogerzy i influencerzy, którzy wypuszczają na rynek własne kolekcje modowe. Mam nadzieję, że ta sytuacja się zmieni i doceniona zostanie w końcu mrówcza codzienna ciężka praca i z marketingu wizerunkowego znowu przejdziemy na marketing produktowy.

Po czternastu latach na rynku nadszedł czas na nową markę – OH!ZUZA. Jak zrodził się pomysł?

Z niedosytu i jednocześnie przesytu kojarzenia nas tylko ze zmysłową bielizną nocną. Czułam, że nasze klientki potrzebują czegoś więcej. Obok komfortowego snu, chcieliśmy podarować im wygodę również za dnia. Stąd pomył na markę OH!ZUZA. Znaleźć w niej można modele w stylu homewear, ale też lekkie sukienki, tuniki czy topy niekiedy kusząco eksponujące nogi, plecy czy ramiona.

A nazwa, do czego nawiązuje?

Do imienia mojej córki Zuzanny.

Pracuje z Panią?

Jesteśmy rodzinną firmą, pracują ze mną mój mąż, syn i córka. Sami chcieli, choć wiedzą, że mam trudny charakter i zawsze ostatnie słowo należy do mnie (śmiech). Jak na razie współpraca układa nam się bardzo dobrze. Silne relacje staramy się także budować z naszymi pracownikami, spędzamy razem wiele godzin, bywamy na wspólnych imprezach, to buduje wzajemne relacje. Przy doborze pracowników bardzo zwracamy uwagę na to, by pasowali do reszty zespołu. Dla mnie najważniejsza w życiu jest uczciwość zarówno w stosunku do pracowników, jak i klientów.

O czym Pani marzy?

Służbowo o tym, by można było znowu normalnie prowadzić firmę. Czas pandemii jest dla nas wszystkich wyjątkowo trudny. Nigdy nie myślałam, że kiedykolwiek dożyję takich czasów. Jak otwierałam firmę w roku 2006, też nie było wcale dobrze, zbliżał się kryzys, ale z tym, co mamy obecnie do
czynienia nigdy się nie mierzyliśmy. A prywatnie uwielbiam podróże i za nimi tęsknię najbardziej. Marzę o normalności w każdym aspekcie naszego życia. Nie lubię życia w lęku i strachu. Dziś nikt z nas nie jest pewien, czy przeprowadzi firmę bez szwanku przez te wszystkie sztormy.

Rozmawiała Beata Sakowska
Zdjęcia Progressivo, Albert Pabijanek

Łódź, ul. Andrzeja Struga 78
tel. 665 121 500
e-mail: shop@ohzuza.com
www.ohzuza.com