.
BEATA WÓJCIK, dyrektor administracji, główna księgowa: Świat liczb zawsze był mi bliski. Chciałam pracować w księgowości, rozwijać się i dojść do stanowiska głównej księgowej. I to się mi tu udało.
Ma Pani w Immergas najdłuższy staż, ile to już lat?
Nie muszę długo liczyć, doskonale wiem, wystarczy, że obserwuję mojego syna. Gdy zaczynałam, miał trzy lata, teraz ma dwadzieścia osiem, więc w tym roku minie już 25 lat.
To jak ten czas Pani minął i co się zmieniło?
Prawie wszystko, od struktury firmy, po skład osobowy. Kiedyś pracowały tu osoby w jednym wieku, teraz jesteśmy dużą wielopokoleniową rodziną.
Co przyciągnęło Panią do tego miejsca?
Chciałam pracować w księgowości, rozwijać się i dojść do stanowiska głównej księgowej. I to się udało. Kilka lat temu, po śmierci jednego z dyrektorów, zmienił się sposób zarządzania, pozostał jeden dyrektor i postanowił zaangażować ludzi, którzy mają wiedzę, doświadczenie i pracują dłużej w firmie do współtworzenia w pewnym sensie nowej firmy. Każdy lubi mieć wpływ na to, co dzieje się w organizacji, więc przyjęliśmy to zaproszenie.
Skąd u Pani zrodziła się taka miłość do liczb?
Skończyłam Politechnikę, więc chyba zawsze ta miłość we mnie była. Bliżej mi do liczb niż pisania notatek czy wypracowań. Jak sobie przypominam, matura z polskiego to był dla mnie horror. Matematykę zawsze lubiłam, umysł ścisły, analityczny zdecydowanie u mnie dominuje.
Ostatni czas to dosyć duże wyzwanie w sferze księgowej, chodzi o Polski Ład, czy wszystko już pod kontrolą?
Było sporo emocji po pierwszej styczniowej wypłacie, wiele rzeczy było niezrozumiałych dla pracowników. Padało wiele pytań, ale prawda jest też taka, że wcześniej niewielu się tym interesowało, co tak naprawdę składa się na pensję. Nikt nie zaglądał do pasków, po prostu stałe wynagrodzenie wpływało na konto. Uważam, że w tym zakresie potrzebna jest edukacja.
Zarządza Pani też tutaj zespołem, kto wchodzi w jego skład?
Tak, w skład struktury, którą zarządzam, wchodzą działy: księgowość, finanse, magazyn oraz administracja.
Co dla Pani jest największym wyzwaniem w zarządzaniu ludźmi dzisiaj?
Ogólnie myślę, że jest to wyzwanie samo w sobie. Człowiek mierzy się ze swoimi emocjami, emocjami innych ludzi. Emocje drugiej osoby trzeba dobrze rozumieć i trzeba dobrze zarządzać swoimi. Największym wyzwaniem jest zrozumienie drugiej osoby, często słuchamy, ale nie słyszymy. Niezwykle istotna jest także empatia. Mój zespół składa się głównie z kobiet, mamy jednego mężczyznę w naszym zespole. Bardzo lubię pracować z kobietami, doceniam wszystkie te rzeczy, które w sobie mają, czyli jakie są silne, zorganizowane, wielozadaniowe. Pracują całą dobę, wychodzą z pracy i myślą co trzeba zorganizować w domu, będąc w domu myślą, jak będzie wyglądał kolejny dzień pracy.
Poza godzinami pracy, co sprawia Pani największą radość, gdzie oddycha Pani od liczb, wykresów?
Oprócz syna mam jeszcze jedenastoletnią córkę i spędzam z nią sporo czasu, wchodzi w okres dojrzewania i jest najlepszym nauczycielem różnych emocji. Jest moim przeciwieństwem, jest ekstrawertyczką, a ja introwertyczką, nawet odpoczywamy w różny sposób. Ja potrzebuję ciszy, by się zregenerować, ona towarzystwa i rozmów. Lubię kwiaty i pracę w ogrodzie. Ostatnio zajmuję się też samorozwojem, wyciszeniem, medytacją, czuję, że jest mi to potrzebne. Żeby ludziom dać coś dobrego, sama też muszę naładować akumulator.