Marketing

Dziś Radio Łódź musi być wszędzie!

Dziś Radio Łódź musi być wszędzie!

Decyduje, z kim słuchacze budzą się, spędzają dzień i zasypiają. Odpowiada za program, układa jego ramówkę, dba o to, jak radio brzmi i jaką nadaje muzykę. Z okazji 90-lecia Radia Łódź rozmawiamy z Marcinem Wąsiewiczem, dyrektorem programu Radia Łódź.

LIFE IN Łódzkie: O rozgłośniach publicznych mówi się, że są tubą propagandową rządu. Takie jest właśnie Radio Łódź?

Marcin Wąsiewicz: To jest kreowanie rzeczywistości i dorabianie nam gęby. Nasza praca nie różni się od tej, którą wykonują dziennikarze mediów komercyjnych. Do Radia Łódź wróciłem pięć lat temu i cały ten czas, razem z zespołem, robię wszystko, żebyśmy tubą propagandową nie byli i takiej opinii nie mieli. Jesteśmy radiem publicznym i tego nikt nie zamierza zmieniać. Ja też. Do Radia Łódź dostęp mają wszyscy, na antenie prezentujemy opinie od prawa do lewa, a raz na kwartał składamy raport o tym, jakich gościliśmy polityków. Tego wymaga od nas ustawa – równego dostępu polityków do anteny, a chodzi o to, żeby nie przesadzić z prezentowaniem jakiejś jednej opcji. Do tego wszystkiego pracę radia nadzoruje Rada Programowa, 15 osób z różnych środowisk politycznych i społecznych. Oni na bieżąco recenzują nasz program. Przeżyłem już dwie rady i za każdym razem byliśmy komplementowani. Dlatego nigdy nie zgodzę się z twierdzeniem, że jesteśmy tubą propagandowym rządu czy określonej opcji politycznej.

Trochę się Pan oburzył na tę tubę propagandową.

Wiem, że takie opinie na temat naszego radia pojawiają się w przestrzeni. Są one krzywdzące zwłaszcza dla uczciwie pracujących tu dziennikarzy. Taką opinią na temat Radia Łódź mogą mieć osoby, które nas nie słuchają i nie znają, albo takie, które z definicji hejtują wszystko, co określa się jako media publiczne.

W Radio Łódź jest Pan dyrektorem programu, czyli…?

Dyrektor programu to ktoś taki, kto decyduje z kim słuchacze budzą się, spędzają dzień i zasypiają. Kto odpowiada za program, układa jego ramówkę, dba o to, jak radio brzmi, jaką nadaje muzykę, a jednocześnie dba o realizację misji, bo trzeba wiedzieć, że radio publiczne, a takim właśnie jest Radio Łódź, ma do spełnienia misję publiczną. Można ją traktować jak przekleństwo, ale trzeba też próbować dostrzec w niej pozytywy. Jednym z moich obowiązków jest na przykład wypełnianie karty powinności, wprowadzonej w ubiegłym roku. To dokument, który na najbliższe lata określa strategię programową radia, jakie programy będziemy realizować, ile wszystko będzie kosztowało, ile czasu antenowego przeznaczymy na informacje i publicystykę, a ile na rozrywkę. Jesteśmy z tego rozliczani, a karta powinności jest dostępna na stronie Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Każdy może do niej zajrzeć i skontrolować to, czy wywiązujemy się z podjętych zobowiązań. Do zadań dyrektora programowego należy też nadzór nad pracą zespołu redakcyjnego…

À propos zespołu, niedawno dwóch łódzkich dziennikarzy, z długoletnim stażem, zamieniło się miejscami. Przemysław Naze, szef publicystyki w Radio Łódź przeszedł do TVP Łódź, a stamtąd do radia trafił Tomasz Lasota. Planuje Pan więcej takich transferów?

To nie było zaplanowane. Nie ma nic dziwnego w tym, że dziennikarze zmieniają pracę. Przemek uznał, że chce sprawdzić się w nowej, telewizyjnej roli, a jeżeli chodzi o Tomka, to skorzystaliśmy z okazji. Warto mieć w radiowym zespole człowieka, który telewizję zna od podszewki. Mam nazwiska kilku dziennikarzy w głowie, których chcemy zaprosić do współpracy. Bacznie obserwuję dziennikarski rynek i jeżeli pojawi się na nim ktoś wartościowy, to z pewnością radio się nim zainteresuje.

Obecnie Radio Łódź to nie tylko głos, ale także wizja. Wybrane audycje radiowe są dziś równolegle transmitowane w internecie. Rywalizujecie z telewizją?

Wręcz przeciwnie, bardzo często współpracujemy z telewizją, ale musimy nadążać za nowinkami. To po pierwsze, a po drugie, wciąż musimy poszerzać krąg naszych odbiorców. Najmłodsi słuchacze Radia Łódź wymagają od nas oprócz głosu także obrazu. I to z myślą o nich zdecydowaliśmy się na transmisje wideo. Mamy swój kanał na YouTube, gdzie można obejrzeć nasze relacje wideo, tworzymy podcasty z audycjami radiowymi, które można odsłuchać w wolnej chwili. Chcemy też wykorzystać przekaz telewizyjny na potrzeby koncertów realizowanych w naszym studio S-1. W tym roku zrealizowaliśmy duży koncert poświęcony muzyce Henryka Debicha. W planach są inne. Występujący artyści doceniają to, że oprócz posłuchania w radio można ich także obejrzeć. Radio to medium, które słucha się przy okazji – jadąc samochodem, podczas pracy, czy w domu podczas przygotowywania obiadu. Częściej rano, bo już wieczorem życie organizuje nam telewizja. Zatarł się tradycyjny podział na prasę, radio i telewizję. Wszyscy robią wszystko, piszą, fotografują, robią relacje wideo i podcasty. Jeszcze 3-4 lata temu trudno sobie było wyobrazić fotoreportera w radio. Dziś zatrudniamy go na etat i współpracujemy z operatorami obrazu.

Radio to dla Pana miejsce pracy czy sposób na życie?

Zdecydowanie sposób na życie. Może trudno w to uwierzyć, ale radio towarzyszy mi od dziecka. Miałem kilka lat, gdy przeprowadziliśmy się z rodzicami z Bałut na Retkinię. Rodzice codziennie rano wozili mnie na Bałuty do przedszkola. Żeby zdążyć, wstawaliśmy o 5.30, a budziły mnie Sygnały Dnia. Śniadanie jadłem słuchając Tadeusza Sznuka i innych ówczesnych prowadzących. Specjalnie dla mnie, ojciec, łącząc kilka drucików i dodając do tego jakąś puszkę po paście do butów skonstruował odbiornik. Nie wiem, czy to dlatego, że byłem gadatliwym dzieckiem, czy też był jakiś inny powód, ale radio zawsze bardzo mi się podobało.
Bawiłem się, udając, że jestem radiowcem i prowadzę swój program, a jak już odkryłem, że rodzice mają magnetofon szpulowy, do którego można podłączyć mikrofon, zacząłem się nagrywać. Przy okazji wykasowałem im trochę nagrań z przebojami z młodzieńczych lat. Widząc moją pasję, ojciec zabrał mnie kiedyś na Narutowicza 130, pod budynek Radia Łódź. Miałem wtedy osiem lat. Wsiedliśmy w tramwaj numer 12 i właśnie wtedy wyruszyłem na wyprawę mojego życia. Kiedy staliśmy obok budynku, ojciec spojrzał na mnie i powiedział: „Jak już tak dużo mówisz i bawisz się w radio, to może kiedyś tutaj trafisz.”

Prorocze słowa, bo to właśnie w Radio Łódź, przed laty, zaczęła się Pana radiowa przygoda. Ile miał Pan wtedy lat?

Byłem w pierwszej, albo drugiej klasie liceum. Kiedy skończyłem szkołę podstawową, musiałem zdecydować, do którego liceum pójdę. Odkryłem, że na Retkini jest liceum z klasą dziennikarską, która współpracuje z Radiem Łódź. Wtedy wszystko stało się dla mnie jasne i oczywiste. Po prostu musiałem się tam dostać. Był rok 1991, a ja jako dziennikarz radia szkolnego mogłem pierwszy raz odwiedzić profesjonalne radio. To była niesamowita przygoda. Trafiliśmy pod skrzydła doskonałych radiowców, dzięki którym mogłem od podszewki poznać radio, nauczyć się pracy z mikrofonem i wszystkiego, czego wymaga się od dziennikarza radiowego. Przychodziliśmy tutaj raz w tygodniu i realizowaliśmy audycję młodzieżową. Cztery lata później, zaraz po maturze przyszedłem do Radia Łódź na staż wakacyjny i już zostałem. Wybrałem nawet zaoczne studia, żeby nie tracić czasu i nie rozstawać się z radiem. Zaczynałem od odbierania telefonów i parzenia redaktorom kawy albo herbaty. W redakcji spędzałem większość dnia, pracując z fantastycznymi ludźmi. Dzisiaj jestem szefem niektórych koleżanek i kolegów, którzy uczyli mnie zawodu radiowca. To takie nieoczywiste dla mnie, bo nie wymyśliłbym tego nawet wtedy, gdybym się mocno starał.

Zostawił Pan jednak Radio Łódź dla stacji komercyjnej…

To prawda, pracowałem w innych stacja radiowych i telewizyjnych, ale Radio Łódź było zawsze w moim sercu. Z pracą w radio jest, jak z pracą lekarza. Żeby nadążać za nowinkami technicznymi, trzeba się cały czas szkolić, podglądać innych, próbować swoich sił w różnych warunkach. I to właśnie motywowało mnie do zmiany miejsca pracy. Dzięki temu wiem, jak działają stacje komercyjne, telewizja, jak wykorzystać na potrzeby rozgłośni internet i social media. Przed pięcioma laty wróciłem do Radia Łódź, ale już z bagażem doświadczeń, wiedzy i pomysłów.

Kanał na YouTube, nowy portal informacyjny, aktywność w mediach społecznościowych, podcasty, własny fotoreporter – można powiedzieć, że Radio Łódź to dziś bardziej projekt multimedialny niż radio…

Tak właśnie jest. Moi koledzy czasami zarzucają mi, że zamiast radia każę im robić telewizję i na dodatek zmuszam do aktywności w social mediach. To prawda,
ale dziś radio nie ma innej drogi do osiągnięcia celu, którym jest słuchalność i obecność w określonej społeczności. Multimedialność dla każdej rozgłośni jest bardzo istotna. Nie tylko zresztą dla radia. Mówiłem już o tym, że tradycyjny podział mediów się zaciera. To proces, który będzie się pogłębiał. Dziś rozpoznawalność marki medialnej nie wiąże się z tym, że słuchamy jakiegoś konkretnego radia, czytamy konkretną gazetę albo oglądamy konkretną telewizję. Dziś przeglądamy internet, gdzie są wszystkie media. Niektórzy nasi odbiorcy, szczególnie młodzi, znają Radio Łódź nie dlatego, że go słuchają, tylko dlatego, że przeglądając Facebooka trafili na post z linkiem do naszej strony, a tam zobaczyli relację wideo albo fotoreportaż. I dopiero jak ich temat zainteresował mogli odsłuchać podcast. Tak to dziś działa.

Świętowanie jubileuszu 90-lecia Radia łódź zaczęliście z przytupem. Od 1 stycznia wystartowaliście z Radiem Łódź Extra. Co to za projekt i jak można posłuchać extra radia?

Radio Łódź Extra to nasza druga antena, radio kulturalno-muzyczne, dostępne wyłącznie na multipleksie radia cyfrowego i przez internet. Oczywiście tworzą je nasi dziennikarze z redakcji muzycznej, publicystyki i kultury, a w ramówce znajdują się muzyczne audycje autorskie, programy o teatrze, literaturze i filmie, a także koncerty. Muzycznie dominuje smooth jazz, chillout, klasyka rocka i muzyka filmowa. Proponujemy w nim to, czego nie ma na lokalnym rynku radiowym. Radia można słuchać w DAB+, przez stronę radiolodzextra.pl, albo przez aplikacje na urządzenia mobilne.

Z okazji jubileuszu Radia Łódź szykujecie dla słuchaczy jeszcze jakieś niespodzianki?

Oczywiście, ale nic więcej nie powiem, bo przestaną być niespodziankami.

Rozmawiał Robert Sakowski
Zdjęcia Justyna Tomczak