O tym, jak pasja może stać się sposobem na życie, o realizacji wyjątkowych projektów i o kompromisach, od których nie warto uciekać, opowiada Anna Łosowska, projektantka zajmująca się profesjonalną dekoracją domów, mieszkań i firm, właścicielka firmy Anbert.
LIFE IN. Łódzkie: Niektórzy biorą się za biznes, bo nie lubią pracy od do, inni próbują w ten sposób udowodnić światu, że są coś warci, jeszcze inni traktują biznes jak wyzwanie. A u Pani skąd wziął się pomysł na to, aby zawodowo zająć się projektowaniem strojów, stylizacją okien i wnętrz?
Anna Łosowska: To nie był pomysł, który wpadł mi któregoś dnia, nagle, do głowy. To bardziej był proces dorastania do pomysłu. Już jako dziecko wymyślałam nieskomplikowane projekty, później przyszedł czas na trochę większe i bardziej złożone realizacje. Nikt mnie do tego nie zmuszał ani nie namawiał, bo nikt z najbliższej rodziny nie potrafił projektować ubrań, robić stylizacji okien i wnętrz domów. Rodzice zajmowali się ekonomią, biznesem, a moja wyobraźnia zawsze ciągnęła mnie do materiałów, tkanin i projektowania. Fascynowało mnie zawsze to, co można zrobić z materiału, jak można dzięki niemu zmienić wygląd mieszkania, ocieplić i sprawić, by stało się wyjątkowe. W jakimś momencie sama zdecydowałam, co chcę w życiu robić. Zauważyłam, że mam ku temu zdolności, a wyobraźnia pozwala mi tworzyć oryginalne projekty. I tak coś, co
było jedynie pasją, stało się biznesem. Jest takie powiedzenie, że najlepiej zrobić biznes ze swojej pasji, bo wtedy w pracy nie spędza się nawet chwili. Ja tak właśnie mam.
I została Pani artystką od pięknych wnętrz, tak mówią ci, którzy znają zrealizowane przez Panią projekty i znają Panią.
To miłe. Skoro tak mówią, to znaczy, że moja praca ma sens. Zwykle doceniamy to, co pozwala nam się dobrze poczuć, nie męczy i jest estetyczne, a czasem piękne. Zawsze wsłuchuję się w potrzeby tych, dla których tworzę, a później realizuję swoje pomysły. Klientom nigdy nie narzucam rozwiązań, zawsze z nimi rozmawiam przed podjęciem pracy nad projektem, chcę wyczuć w jakim otoczeniu chcą mieszkać, co chcą mieć na ścianach, jakie meble będą dla nich najlepsze, jak ubrać okna…
Co Panią prowadzi do sukcesu w biznesie?
Ludzie! Nawet najlepszy pomysł nie zrealizuje się bez wysokiej klasy specjalistów i osób z wybitnymi umiejętnościami. Warto po nich sięgać, choć czasami są wymagający, drodzy i trudni we współpracy. Ale w biznesie jedna rzecz jest bezdyskusyjna – nikt, nigdy nie zrobi tyle sam, ile może zrobić zespół. W działalności prowadzonej przeze mnie, każdy z moich współpracowników ma wybitne osiągnięcia i jest indywidualistą, ale dopiero razem tworzymy naprawdę wyjątkowy zespół.
Co więcej?
Chyba jeszcze tylko to, że trzeba lubić to, co się robi, inaczej praca traci sens.
Oferta Pani firmy nie należy do najtańszych… Do najdroższych też nie, ale przecież nie tworzę dla taniej sieci, a naszą konkurencją nie są markety budowlane. Projekty, które oferujemy klientom są wyjątkowe. Używamy materiałów o wysokiej jakości i mamy fachowców z ogromną wiedzą i umiejętnościami. To wszystko musi kosztować.
Mówi Pani o fachowcach, z którymi współpracuje. Kim są?
Zuzanna Markiewicz to wybitna projektantka ubioru oraz kostiumów filmowych i teatralnych. Projektowaniem wnętrz zajmują się Joanna Sokołowska i Monika Gołdyn, która jest także znawczynią włoskiego designu. Z kolei Dorota Kolaszyńska-Kruszyńska jest specjalistką od wystroju i aranżacji wnętrz publicznych i prywatnych. Są jeszcze krawcowe i modystki. Długo zajęłoby wymienianie wszystkich osób, z którymi mam przyjemność współpracować.
Anbert, to obecnie trzy salony – dwa w Aleksandrowie i jeden w Poddębicach. Planuje Pani otwarcie kolejnych? Może w Łodzi albo w Warszawie?
Nie jestem przekonana do otwierania salonu w Łodzi. Anbert jest firmą o ugruntowanej marce, znaną również w Łodzi i żadna z zainteresowanych osób nie ma problemu z trafieniem do nas. Z kolei salon w Warszawie byłby przedsięwzięciem dość skomplikowanym. Musiałabym tam znaleźć takich samych fachowców, jakich mam tutaj, bo przecież ten sam zespół nie jest w stanie realizować projektów tu i tam. No i sama też musiałabym spędzać dużo czasu w Warszawie, bo nie da się projektować na odległość. A gdzie czas na życie rodzinne, na realizowanie swoich pasji…?
Firma Anbert to także projekty artystyczne. Wasze tkaniny zostały wykorzystane przy tworzeniu kostiumów do „Rigoletta”, wystawianego w Teatrze Wielkim w Łodzi.
Nie tylko do „Rigoletta”, ale również stroje do „Les Miserables” uszyte zostały z naszych tkanin. Zaprojektowała je Zuzanna Markiewicz, z którą – jak już wspomniałam – mam przyjemność współpracować. Dlatego nie można mówić, że to nasze projekty, bo wygląd strojów jest jej zasługą. Myśmy tylko dostarczyli tkaniny. Za to wspólnie z Zuzanną projektujemy i realizujemy wyjątkowe stroje dla kobiet. Jest to niszowa działalność, bo trudno nam konkurować z galeriami handlowymi, gdzie sukienkę można kupić za 200 czy 300 złotych, ale nasze klientki są bardzo zadowolone.
Które ze zrealizowanych projektów dały Pani najwięcej satysfakcji?
Nie chcę mówić o jakiejś jednej konkretnej realizacji. Zrealizowałam wiele projektów: restauracji, domów prywatnych i miejsc publicznych, jak choćby salę balową Akademii
Muzycznej w Łodzi. Robiłam realizacje dla bardzo znanych i mniej znanych osób, ale za każdym razem największą satysfakcją było dla mnie ich zadowolenie.
Słynie Pani z tego, że doskonale łączy tkaniny z wnętrzem domu.
Tkaniny we wnętrzu – zasłony, firany, tapicerowane meble, ściany przykryte materiałem – to jest jedna trzecia wyposażenia domu. To coś, co nadaje pomieszczeniom charakter. Bez tkanin wnętrze domu jest zimne i puste. Ja takich nie projektuję.
Można znaleźć kompromis między własnym stylem a oczekiwaniami klienta?
Są projektanci, którzy podchodzą do tematu bardzo pryncypialnie i jeżeli klient nie akceptuje zaproponowanego projektu, chce poprawek, to nie zgadzają się na to. U mnie jest inaczej. Uważam, że klient zawsze ma prawo decydować o tym, jak ma wyglądać miejsce, w którym będzie mieszkać. Nie można wymagać, by akceptował wszystkie zaproponowane rozwiązania, nawet te, które mu się nie podobają. Z klientem należy rozmawiać, wsłuchiwać się w jego potrzeby, tłumaczyć dlaczego chcemy, żeby pewne rozwiązania wyglądały tak, a inne inaczej i przekonywać. Jeżeli jednak chce coś zmienić, to należy mu zaproponować inne rozwiązanie.
Potrafi Pani pójść na kompromis i przyjąć uwagi klienta?
Nie mam z tym problemu. W biznesie, tak samo zresztą jak w życiu, kompromisy są bardzo istotne. Można się upierać przy swoich pomysłach, próbować narzucać je klientom, ale to nie jest dobra droga. Przecież to oni będą tam mieszkać.
Jak przekonać klienta do tego, żeby skorzystał z usług dekoratora wnętrz?
Najlepiej przekonują zrealizowane projekty i zadowoleni klienci, którzy polecają mnie swoim znajomym. Rekomendacje i polecenia, to w moim przypadku najlepsza promocja.
W zespole Anbert jest wiele znakomitych fachowców – architektki, projektantki wnętrz, ubiorów, dekoratorki, krawcowe. Same kobiety…
To prawda, tworzymy wyjątkowy babski team. Może trochę uogólnię, ale wydaje mi się, że mężczyźni mają większą wyobraźnię techniczną – potrafią zaprojektować i zbudować dom. Z kolei w zakresie aranżacji wnętrz zdecydowanie lepsze są kobiety. Może dlatego, że jesteśmy bardziej ciepłe i wrażliwsze na piękno…?
Lubi Pani podróże. Czy inspiracje przywiezione z dalekich krajów przekładają się na późniejszą pracę?
Od lat podróżuje po świecie. W ten sposób odpoczywam, ale też przywożę informacje o najnowszych trendach, którymi staram się inspirować klientów. W realizowanych projektach ważne jest to, żeby były one spójne, w jednej estetyce i pasowały do otoczenia. Czasami warto lekko pomieszać style, ale nie należy z tym przesadzać, bo to od razu będzie widać.
Są klienci, którzy chcą mieć w domu każde pomieszczenie w innym stylu?
No jasne. Nie tak dawno wykańczaliśmy dom, którego właściciel chciał mieć część w stylu marokańskim, inną w stylu „ziemi obiecanej”, a sypialnię w stylu amerykańskim. Jak chciał, tak zrobiliśmy.
Nie tylko projektuje Pani wnętrza domów, Pani je również buduje… Nie przesadzajmy, na razie tylko jeden. Kupiłam działkę w Aleksandrowie Łódzkim, na której stał kiedyś dom tkacza. Warunkiem pozwalającym wybudować tam nowy budynek było to, że będzie on nawiązywał swoim wyglądem do poprzedniego. To było trudne przedsięwzięcie, ale doskonała architekt Monika Wojnarowska z pracowni Draft znakomicie sobie z nim poradziła. Dziś to wizytówka Aleksandrowa.
Kim jest Everest?
Everest to koń ujeżdżeniowy rasy SP – szlachetnej półkrwi. Jest wicemistrzem województwa łódzkiego w ujeżdżaniu. Duże, silne i piękne zwierzę, z którym trenuję jazdę konną. Mam też Edycję, młodą klacz przygotowywaną do skoków, ale jeszcze jest za młoda i niegotowa pod siodło.
Jazda konna, to Pani największa pasja?
To moja najnowsza pasja. Jeżdżę konno od dwóch lat, trenuję pod okiem dwóch pań – Katarzyny Sabitov i Ilony Janas i jestem w trakcie robienia licencji jeździeckiej. Chcę występować w zawodach jeździeckich. Uwielbiam rajdy jeździeckie – pędzić przez las albo polną drogą – to coś niezapomnianego. Ostatnio byłam na rajdzie w Maroko. Jazda przez pustynię sprawiła mi ogromną przyjemność, do dziś jestem pod wrażeniem tej przygody.
Jeździectwo to najnowsza pasja. A co było wcześniej?
Było i wciąż jest, sztuka nowoczesna – modernizm, sztuka niefiguratywna, czyli abstrakcja polska i nie tylko. Bywam na wystawach, spotykam się z artystami, od których kupuję obrazy, uczestniczę w aukcjach.
Czy pasje pomagają Pani w prowadzeniu biznesu?
Na pewno nie przeszkadzają.
Rozmawiał Robert Sakowski
Zdjęcia Agnieszka Cytacka