Przestawiamy, odnawiamy, kupujemy, remontujemy. Przypływ niesłychanej energii popycha nas do działania, które cudownie oczyszcza przestrzeń, przynosząc sporo światła i lekkości. Na tym niestety nasze wiosenne przebudzenie często zaczyna się i kończy. Bo dużo łatwiej poukładać największy dom, znacznie trudniej poukładać siebie.
A gdyby tak tej wiosny zmienić zasady gry? Zostawić w spokoju cztery kąty i zająć się tym, co najważniejsze, czyli sobą. Z czułością przyjrzeć się dawno nieodkurzanym marzeniom. Z wielką odwagą przytulić wszystkie swoje plany. Z żelazną konsekwencją zakończyć to, co od dawna zakończenia wymaga. Z zuchwałą energią otworzyć pozamykane lękiem drzwi i ruszyć radośnie przed siebie. Brzmi dobrze, prawda?
Ja wiem, że ta wiosna domyka pandemiczny rok, który wszedł nam pod skórę niczym bolesna drzazga. I trudno nam patrzeć łaskawie na świat i jeszcze trudniej na siebie. Ale paradoksalnie właśnie teraz potrzebujemy być ciut lepsi. Choćby o milimetr. Bo tu nie chodzi o tempo. To nie maraton ani sprint. To raczej niespieszny spacer, który cudownym spokojem wlewa się w strudzone zbyt długą zimą serca.
Bądźmy dla siebie dobrzy na wiosnę. Nauczmy się w końcu zauważać siebie. Bez osądzania, bez wymagania, bez krytykowania. Przecież tak bardzo wszyscy się staramy. Przecież tak wiele dajemy z siebie. Niech to wystarczy. Oduczmy się w końcu tej piekielnej surowości. Jeszcze nigdy nie wynikło z niej nic dobrego, więc po co drążyć kompletnie nieprzydatny temat. Łagodności nam trzeba. Na już. Na teraz.
Bądźmy dla siebie dobrzy na wiosnę. Nauczmy się w końcu zauważać siebie. Bez osądzania, bez wymagania, bez krytykowania. Przecież tak bardzo wszyscy się staramy. Przecież tak wiele dajemy z siebie. Niech to wystarczy. Oduczmy się w końcu tej piekielnej surowości. Jeszcze nigdy nie wynikło z niej nic dobrego, więc po co drążyć kompletnie nieprzydatny temat. Łagodności nam trzeba. Na już. Na teraz.
Bądźmy dla siebie dobrzy na wiosnę. Zrzućmy wstyd, który niczym gruby szal owinął nas sobie wokół palca. Weźmy głęboki oddech. Poluzujmy krawaty, rozsznurujmy gorsety, bosą stopą przejdźmy na drugą, znacznie bardziej słoneczną stronę. Otwórzmy się na przyjmowanie, doświadczanie, celebrowanie. Pozwólmy sobie na przyjemności, które wprowadzają serce w delikatne drganie i przyjemnie łaskoczą po policzkach.
Bądźmy dla siebie dobrzy na wiosnę. Dbajmy o piękne myśli, przejrzysty umysł i wyostrzone zmysły. Starannie dobierajmy słowa. Przywróćmy harmonię i balans pomiędzy dawaniem i braniem. Zaprośmy szczerość do stołu. Zacznijmy siebie karmić tym, co zawsze miało dla nas największą wartość. Przestańmy się zadowalać życiem na pół gwizdka. Nie teraz. Przecież mamy wiosnę.
Bądźmy dla siebie dobrzy z okazji i bez okazji. O pranku i o zachodzie słońca. W dni pochmurne i kolorowe jak najpiękniejsza tęcza. W chwilach wielkości i samotności. W momentach wzlotów i upadków. W nadziejach, w marzeniach, w działaniach, w zachwytach. We łzach i w uśmiechach.
Bądźmy dla siebie dobrzy. Po prostu.