Felietony

A gdyby tak inaczej

A gdyby tak inaczej

Dziś rano opanowując chaos towarzyszący wyjazdowi nastolatka na wakacje, zabrałam się za porządkowanie mieszkania. Nie miałam na to ani czasu, ani wybitnej ochoty, kierowana byłam jednak wewnętrzną potrzebą organizacji i upiększenia mojego mikroświata. Jest w nas coś takiego, że wciąż poszukujemy piękna.

Bez względu na to w jakiej sytuacji się znajdujemy, jakie okoliczności nam towarzyszą, w jakim miejscu żyjemy, próbujemy odnaleźć w sobie harmonię przez obcowanie ze sztuką w szerokim tego słowa znaczeniu. Kiedyś między polowaniem i walką o przetrwanie tworzyliśmy malowidła w jaskiniach, potem szukaliśmy idealnej równowagi poprzez wykorzystanie kontrapostu w starożytnych rzeźbach, żeby chwilę później zrozumieć, że sztuka to potężna część naszego życia, dedykowana nie tylko artystom. Dziś trudno się nie zgodzić, że idziemy z nią pod rękę, nawet o tym nie wiedząc.

Opakowanie tabliczki czekolady, którą trzymamy w ręku, projektował przecież sztab grafików, żeby rozbudzić nasze zmysły i zachęcić do jej zakupu, każdy guzik, a nawet metka naszego ubrania niesie ze sobą jakiś przekaz i jest efektem manifestu artystycznego jej twórców, a moja stomatolog tworzy idealne rzeźbiarskie dzieła, kształtując wypełnienie w dziurawej piątce. Można, podążając tym tropem, dojść do przekonania, że każdy z nas jest artystą. Jakaś wewnętrza siła pcha nas do kreowania piękna.

Dbając o poranny makijaż, podając talerz z obiadem, przyprawiony artystycznym kleksem sosu i listkiem bazylii, równając wersy w stopce mailowej, nakładając instagramowy filtr na kolejne selfie, czy sadząc kwiaty na balkonie. Nawet akty wandalizmu i wrzucanie popularnych sloganów na mury, jest przejawem sztuki, choć może w swej formie prymitywnym. Wszystkie te codzienne artystyczne akty, to jakaś forma ekspresji, wyrażenia naszej osobowości i ostateczna, wielka potrzeba otaczania się pięknem. Zadaję sobie jednak ostatnio pytanie, czy nie stajemy się więźniami tej potrzeby?

Torpedowani idealnymi obrazami filmowymi, perfekcyjnymi „paniami domu”, światem z filtrem, czujemy przymus wpisania się w ten tęczowy schemat. Układamy symetrycznie i artystycznie poduszki na sofie, układamy talerze na stole do idealnego kadru w naszym iphone’ie, w końcu układamy nasze życie w ramy obrazu komponującego się z aktualnym kanonem piękna.

Sami siebie też „układamy”. Wciąż, nieustannie karcimy się za coś. A to za brak idealnej dyscypliny, a to za brak idealnej figury, a to za brak idealnego, permanentnego makijażu brwi, a to za brak idealnej formy, a to za brak idealnej pamięci, elokwencji, poczucia humoru, równowagi…

A gdyby tak czasem pozwolić sobie na mały chaos…na życie, jak z obrazów Pabla Picassa? Może mała destrukcja, uproszczenie formy dałoby nam więcej szczęścia? Może dając sobie więcej luzu i akceptacji dla niedoskonałości, uczynilibyśmy paradoksalnie nasz świat piękniejszym? To przecież nasze niedoskonałości, są tymi szczelinami, przez które przedostaje się światło…

Nie mogę obiecać, że zignoruję brak symetrii poduszek w moim salonie, ale spróbuję dać sobie więcej wyrozumiałości i akceptacji dla „tych szczelin”. Będę je pielęgnować, jak drzewka oliwne na tarasie. Niech cieszą me serce. Was też zachęcam do małego buntu, dla wyższego celu, PIĘKNA W WAS.

Małgorzata Wojdal – choreograf, reżyser pokazów i projektant mody i wnętrz, home stagerka

Absolwentka Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi na Wydziale Projektowania Ubioru, laureatka międzynarodowego konkursu dla projektantów Złota Nitka. Właścicielka Agencji Kreatywno-Eventowej Lilla House Event Studio. Założycielka pracowni projektowania wnętrz i home stagingu Lilla Home.